sobota, 9 lipca 2011

Życie trwa dalej


Czy można przygotować się na cierpienie? Wydaje mi się, że nie można. Wiem natomiast, że są różne etapy cierpienia. Wiem też, że bywają momenty, kiedy można usiąść na przeciw drugiej osoby, uczestnicząc np. w warsztatach prawidłowego przeżywania żałoby i opowiadać o własnym smutku. Ja, niestety, nie uczestniczyłam w tego typu spotkaniach, ponieważ w moim miejscu zamieszkania takich grup wsparcia po prostu nie ma.

Przeżywając jakiś etap smutku, ludzie często mówią nawet o widzeniu zmarłych, że twarz zmarłego męża mignęła jakiejś wdowie w autobusie lub, że córka rozmawiała godzinami ze swoją zmarłą matką bądź, że ktoś czuje obecność osoby, która odeszła. My, patrzymy na to z boku z bojaźnią wręcz z niedowierzaniem, a czasami z obawą czy, aby ktoś nie postradał zmysłów?! Psychologia tłumaczy to, że ludzie przeżywający stratę nie wariują, lecz taki stan traktują, jako coś normalnego w żałobie. JAKAŚ CZĘŚĆ NASZEJ PSYCHIKI SZUKA ZMARŁEGO DŁUGO PO JEGO ŚMIERCI.

Niektórzy skarżą się, że bliscy nie pozwalają im na przeżycie żałoby. Tymczasem człowiek, który stracił kogoś powinien przeżyć całą rozpacz. Przedwczesne wyciągnięcie z żałoby może tylko ją przedłużyć. Musimy zrozumieć, a przede wszystkim musimy wiedzieć, że żałoba powinna się dopełnić, ale czy wtedy zauważymy też, że życie trwa dalej i czy faktycznie spłynie na nas spokój? Czy w ogóle tego spokoju tak naprawdę pragniemy?

Jedna z matek, która straciła syna, powiedziała kiedyś, że czarna kurtka jej syna długo wisiała w przedpokoju. Nikomu nie wolno było sprzątnąć jego pokoju na strychu. Na podłodze leżał rzucony jego ręką plecak, koło łóżka czytane ostatnio książki, na krześle rozłożone ubrania. Długo wierzyłam, że wróci - powiedziała. Po kilku miesiącach przestała reagować na dzwonek do drzwi. Na początku w swojej wyobraźni widziała tylko smutne obrazy, a później zastąpiły je wspomnienia syna z dzieciństwa. Mały Tomek kołysany do snu, on w łóżeczku, on na podwórku z kotem. Na krótko przed rocznicą odejścia Tomka posprzątała sama jego pokój. Na koniec powiedziała, że ból wciąż jest, ale lżej jest oddychać.

Ostatnim etapem przeżywania żałoby jest pożegnanie. Powinniśmy powiedzieć wszystko to, czego nie zdążyliśmy powiedzieć osobie, która odeszła za jej życia. NIE POZWALAMY SOBIE NA SZCZERĄ ROZMOWĘ PRZED ŚMIERCIĄ. Wmawiamy sobie i umierającemu, że śmierć nas nie dosięgnie. Potem żałujemy przez całe życie, że nie zdążyliśmy się pożegnać. Powinniśmy powiedzieć swoim bliskim, którzy odeszli, co czujemy na dany moment, że kochamy, tęsknimy, czasami powinniśmy przeprosić. I rzecz niezwykła - my, mamy powiedzieć głośno to, czego nie zdążyliśmy usłyszeć od nich. Wtedy najczęściej padają te same słowa: kocham cię, tęsknię.

Każda przeżyta żałoba kończy się akceptacją śmierci. Dostrzegamy wtedy, że coś straciliśmy, ale również coś ocalało. Zmarli odeszli, przepłynęły przez nas wszystkie fale żałoby, a życie trwa dalej.
Wprawdzie napisałam ten post, ale czy ja będę tą  solidną uczennicą i dobrze odrobię zadaną mi lekcję...
                                                                                               

10 komentarzy:

  1. Witaj Claro,
    mysle, ze bedzie Ci bardzo ciezko odrobic ta lekcje, jednak trzymam kciuki aby Ci sie udalo.
    Przesylam usciski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy tak naprawdę istnieje akceptacja śmierci, myśl ,że wiemy iż istnieje ale czy tak naprawdę ,szczerze godzimy się z nią? , nie wiem , wiem ,że ja nie potrafię a minęło prawie 10 lat
    pozdrawiam Claro, miło ,że znów piszesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Ataner, próbuje odrabiać tę swoją lekcję. O ile w szkole byłam pilną uczennicą, o tyle w szkole życia jestem bardzo słaba, tylko "słaba 3". Pozdrawiam Cię z nad polskiego morza, gdzie zachody są równie piękne jak nad oceanem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Claro, jedyne, co potrafię powiedzieć to to, że mam nadzieję, że się powoli z uporasz ze swoimi uczuciami. We własnym tempie. Na własny sposób. Trzymam kciuki za Ciebie i pozdrawiam ciepło:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz Claro, myślę, że zwłaszcza matki, nie stać na akceptację śmierci swojego dziecka. W innym przypadku To jest bardzo zależne od systemu wartości, jaki człowiek wyznaje. Z jednej strony, jest taka przerażająca pustka obok Ciebie i naprawdę ciężko się z nią pogodzić. Z drugiej strony zgodnie z niektórymi religiami śmierć to początek drugiego życia, ewentualnie reinkarnacji, jak wierzą inni.
    To wszystko niby tak prosto brzmi, ale tak naprawdę, świadomość nieobecności obok jest ciężkim, bardzo ciężkim do przejścia tematem.

    OdpowiedzUsuń
  6. milka, przepraszam Cię, że dopiero teraz odpisuję, ale w tym samym czasie, gdy pisałam do Ataner i miałam juz gotowy wpis do Ciebie w kafejce internetowej były kłopoty natury technicznej i cały komentarz rozpłynął się w deszczowych chmurach Kołobrzegu :-( Zgadzam się z tym co piszesz. Łatwiej nam pogodzić się z chorobą, ale zaakceptować śmierć szczególnie własnego dziecka jest to chyba niemożliwe. Dla mnie jest to ciągle gwałt na naturze. Ona po prostu przyszła spowita w te swoje czarne koronki, rozpanoszyła się i została na dobre w naszym życiu. Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
  7. Lotnico, witaj, podobnie jak do milki ślę przeprosiny za opóźnienie. Najważniejsze, aby mieć świadomość swojego tempa dojrzewania i nie walczyć z tym, to przynosi jakiś względny spokój. Miło mi, że do mnie zaglądasz.

    OdpowiedzUsuń
  8. maprzema, dawno nie "rozmawiałyśmy". Mnie nie pomaga nawet spojrzenie innych religii na proces odchodzenia. JESTEŚMY NICZYM ŹDZBŁO TRAWY NA WIETRZE. Ta świadomość, był człowiek,a za chwilę już go nie ma. Przepraszam, że w tak minorowym nastroju piszę. Spokoju dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba swoim postem przekonałaś mnie, że ma sens napisanie listu do Mamy... że teraz dam radę...

    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Margerytko, jeżeli cokolwiek budzi się w Tobie(jakieś emocje, myśli), to pisz tak jak czujesz! Trzymam kciuki, żebyś napisała wszystko, co Ciebie bolało i boli, a także, co było fajne i miłe. NIGDY NIE MA SAMYCH PLUSÓW LUB TYLKO MINUSÓW, poszperaj w swojej pamięci. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...