Gdy moja córka dowiedziała się o śmierci Filipa już na trzeci dzień była w domu. To było nasze pełne łez przywitanie. Na drugi dzień musiałyśmy pojechać do Warszawy, aby odebrać ciało Filipa. Akurat tego dnia przypadał "Tłusty Czwartek". W przydrożnych zajazdach można było kupić pączki, ludzie radośnie uśmiechali się do siebie. Tylko nam wydawało się, że Pola, ja oraz dziadkowie, byliśmy najsmutniejszymi ludźmi na świecie...jechałyśmy po ciało Filipa.
Koło życia mojego syna zatoczyło swój krąg. Ileś lat temu wystartowało z punktu A, aby po latach życia w cierpieniu, ponownie wrócić do punktu wyjścia. Kiedyś wspominałam, że zaraz po narodzinach syna, założono mu na przegub rączki plastykową bransoletkę z moim imieniem i nazwiskiem. Już wtedy po raz pierwszy błędnie wpisali moje/jego nazwisko! Ten sam scenariusz powtórzył się po latach, gdy w instytucie w Warszawie stwarzano problemy z odebraniem ciała syna. Nie chcieli mi go wydać, ponieważ wszystkie dane identyfikacyjne na przyklejonym na klatkę piersiową plastrze, zgadzały się poza błędem w nazwisku!
W jednym z ostatnich postów wymieniłam godzinę 10:34, kiedy to skończyłam moją ostatnią rozmowę telefoniczną z Filipem. Gdy po kłopotach z korektą nazwiska, wreszcie opuszczaliśmy mury szpitala, odruchowo spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 10:34. Przypadek, zbieg okoliczności, czy jakiś znak dla nas? Sama nie wiem, jak do tego podejść. Ta cała sytuacja nijak do nas nie docierała! Oto w specjalnym samochodzie, w trumnie wieziemy ciało Filipa. Po drodze myślałyśmy o jednym: jedzie z nami Filip, ale jest nam jakiś obcy. Już nie możemy przytulić się do niego, pożartować. On już nie należy do nas! Po wjeździe do miasta, będziemy musiały go oddać. Auto skręci w przeciwnym kierunku niż nasz dom. Nie wejdzie do własnego pokoju. Już nigdy nie będzie jak dawniej! Wszystko skończyło się, nie mam syna, Pola brata, a dziadkowie wnuka! Ta pierwsza noc spędzona z nim, a jednak bez niego. Jest wprawdzie w rodzinnym mieście, ale duchowo gdzieś daleko. Podejrzewam, że nie tylko ja odczuwałam ten straszny rodzaj bólu, który wszedł w każdy zakątek ciała i zadomowił się w nim na dobre.
Gdy na parę godzin przed ceremonią, zostałam zupełnie sama z Filipem w sali przygotowań, tak po matczynemu, przygotowywałam go do ostatniego pożegnania. To miało być nasze ostatnie spotkanie z nim. W tamtym momencie już wiedziałam, że nie wyprawię mojemu synowi wesela, nigdy z nim nie zatańczę, a mimo to, szykowałam go jak na zaślubiny. Dlatego chciałam, aby wyglądał tak, jakby wyruszał na swoje wesele, gdzieś tam daleko w niebie. Do klapy marynarki przypięłam mu pączek białej róży z przyozdobieniem, tak jak na pana młodego przystało. Napiszę teraz coś, za co być może potępicie mnie, ale nie zważam na to! Będąc w tej sali tylko z Filipem, wzięłam do ręki nożyczki i delikatnie obcięłam mu kosmyk włosów. Musiałam przecież mieć na pamiątkę coś, co należało do niego! Ten kosmyk owinięty w papierową serwetkę, włożony do białej koperty, leży skrzętnie skryty w mojej szufladzie...
Jeszcze przed ceremonią, zadzwoniła do mnie była dziewczyna Filipa i powiedziała, że przeprasza, ale nie przyjedzie, że woli pamiętać wszystkie miłe chwile, które spędzili, gdy byli parą. Oczywiście uszanowałam jej decyzję. Smutna, pełna bólu i łez, ale zarazem piękna ceremonia, morze ludzi i kwiatów. Przyszli do niego wszyscy ci, dla których był ważny i przez nich kochany. Koledzy utworzyli szpaler z dwóch stron, podchodząc do Filipa, mówili: Żegnaj przyjacielu! Wychodząc z kaplicy, zobaczyłam Gosię z wiązanką kwiatów. Byłam taka szczęśliwa, że przyjechała, aby pożegnać się z nim. Czy można doświadczyć radości na pogrzebie?! Teraz już wiem, że można! Podobno dotknęłam trumny, nachyliłam się i powiedziałam cicho: Synku, widzisz, jednak Gosia przyjechała do Ciebie...
Już na cmentarzu, Pola wygłosiła bardzo osobistą mowę pożegnalną. Zaledwie jedno ze zdań pamiętam do dziś: skoro mój brat nie mógł przyjść do Was - Wy, przyszliście do niego... Tłumy ludzi, grób zasypany kwiatami tylko, gdzie Ty byłeś i jesteś mój Synku?
Moi Drodzy, tym postem zamykam, historię mojego syna Filipa. Może usłyszę zarzuty, że uskuteczniam w prostej postaci ekshibicjonizm emocjonalny, że jest to nieetyczne, niemoralne, aby aż tak odzierać się z emocji i nie tylko! Uważam, że postąpiłam słusznie, pisząc to wszystko. Starałam się opisać życie ze schizofrenią u boku, pokazać zarówno walkę Filipa, jak i jego nieustanną nadzieję oraz bezsilność wszystkich wobec tej, która zwyciężyła - schizofrenii.