środa, 22 stycznia 2014

A może już czas?


Jeszcze kilka tygodni temu, wydawało mi się, że postem pt."To Wy przyszliście do Niego", zakończę opisywanie historii mojego syna i tak najpewniej stałoby się, gdyby nie wczorajszy telefon od mojej córki. Jej nowi znajomi (chłopak z dziewczyną), wyjechali po nią na lotnisko. Sytuacja zgoła normalna, niby nic ciekawego, a jednak nie do końca... Dziewczyna, to koleżanka ze studiów Poli, Amerykanka od kilku pokoleń. Chłopak - Hindus, urodzony w Indiach, od paru lat mieszkający w Stanach. Cóż zatem dziwnego, że o tym piszę?!

Droga z lotniska była długa, więc wywiązała się rozmowa, między innymi pytania o rodzinę. Ów chłopak wspominał, że wcześnie stracił ojca podobnie, jak Pola. Między innymi mówił o cierpieniu swojej siostry, która już trzy razy próbowała popełnić samobójstwo. Momentami był smutny, zmartwiony, ale mówił o tym zupełnie normalnie, dla niego, nie był to temat wstydliwy. Nie wołał o litość, o współczucie, nie uskarżał się na los. W głosie bardziej dało się wyczuć złość i niemoc, że nikomu nie udaje się ulżyć w jej cierpieniu. Nieważne dla niego jest to, na co siostra choruje: czy są to zaburzenia, czy jakaś choroba psychiczna. Dramat polega na czym innym, to choroba wyciąga po nią "łapę", a oni wszyscy są bezsilni! I MOŻE TO, CO NAJWAŻNIEJSZE - ON, JAKO BRAT NIE WSTYDZI SIĘ SWOJEJ CHOREJ SIOSTRY, JEJ PRÓB SAMOBÓJCZYCH. MÓWI O TYM W SPOSÓB PROSTY I NORMALNY.

Pola, ku mojemu zdziwieniu, opowiadała o tym zdarzeniu bez przejęcia, spokojnie bez sensacji. Powiedziała: Mamo, a może wreszcie przyszedł czas i na naszą normalność?! Tyle już lat minęło... Wiem, czuję to, że obie jesteśmy silniejsze. Bywa, że potrafimy powiedzieć stop, gdy ktoś nas rani, ale są jeszcze momenty, że walczę ze sobą, by nie wdawać się w potyczki słowne w myśl zasady: ile można tłumaczyć i po co?

A może już czas na moją normalność bez uciekania wzrokiem, gdy ktoś zapyta, na co chorował mój syn i jak odszedł?! Kto wie, może już czas...