Już czas, by powoli dopowiadać historię mojego syna. Przede mną jeszcze kilka postów, chyba tych najtrudniejszych. Każda historia ma swoje zakończenie, szkoda, że w tym przypadku nie jest ono szczęśliwe. Zaczynając pisanie tego bloga, nie spodziewałam się, że wyjdzie aż tyle wpisów. Uważam, że każdorazowe opisywanie pobytów Filipa w szpitalu mija się z celem, zmieniały się tylko daty jego pobytów i łóżka na oddziale. Dni tam spędzone niczym nie różniły się od siebie, mijały smętnie, sennie w nadziei, że wyjdzie się z tego miejsca jak najszybciej. Podawane leki, inne aniżeli w domu, miały zdziałać cuda, które w przypadku Filipa nie zdarzyły się. Gdy któregoś razu, chciałam zmienić dla syna szpital, bo może akurat nie nastąpi tam cudowne ozdrowienie, ale chociaż widoczna poprawa - pan ordynator odmówił przyjęcia, mimo iż syn miał skierowanie. Jego argumenty były mało przekonujące, a to długi okres oczekiwania na miejsce (nic nowego, tak jest wszędzie), a to lekarze z poprzedniego szpitala, znają historię jego choroby, więc lepiej, aby tam trafił, czyli tzw. "spychologia stosowana", poparta żałosnymi argumentami i naszą niemocą.
Już czas, by po powrocie do domu, wreszcie rozpakować torbę, w której są rzeczy Filipa zabrane ze szpitala. Rzucili mi ją, jak psu kość i poszli sobie, ot tak po prostu! To, co nie zmieściło się do torby, dostałam w worku na śmieci z napisanym flamastrem jego imieniem i nazwiskiem. Sprzątając pokój Filipa, traktuję tę torbę jak przysłowiowy mebel z którego ścieram kurz. Dlaczego nie rozpakowałam jego osobistych rzeczy wcześniej? Bo nie byłam w stanie i nie czułam się na siłach, aby to zrobić! W TYCH RZECZACH, RESZTKACH JEGO ZAPACHU, JEST TAKI NAMACALNY SKRAWEK MOJEGO SYNA! I nieważne, iż wiem, że nie wróci i więcej ich nie założy! Liczy się tylko, że tam w tej torbie ukryta jest ta jego ziemska cząstka. Kurtka, bluzy, spodnie, ręcznik, który coraz słabiej nim pachnie... Nieważne, że dla kogoś moje zachowanie, wydaje się niepojęte i niepokojące! Jak mogłam tak od razu usunąć ze szklanki, choćby ślad ust Filipa po jego ostatniej wypitej kawie?! Wtedy nie mogłam, nie tak szybko, po co ten pośpiech - wołałam do wszystkich! Musiało trochę przewalić się tych czarnych chmur w moim życiu, aby do takiej zmiany dojrzeć, bo teraz JUŻ CZAS... Tyle osób w dobrej wierze, namawiało mnie do rozpakowania tej torby, a ja czułam, że ten czas jeszcze nie nadszedł. Jak pozbyć się butów Filipa, które miał na sobie po raz ostatni, przecież są na nich jeszcze drobinki piasku w podeszwie?! Wiem, że to uprzątanie rzeczy, będzie miało moc oczyszczającą, charakter takiego ostatecznego pożegnania. W końcu muszę to zrobić dla dobra swojego i Filipa. Kiedyś czytałam i trochę uwiera mnie takie twierdzenie, bo kto to sprawdził, że przez zachowanie podobne do mojego, nie pozwalamy bliskiej nam osobie (jej duszy) odejść z tego świata, tylko trzymamy ją na ziemi, a przecież jej ziemski czas dobiegł już końca.
Już czas, by na spokojnie i bez emocji posłuchać utworów Filipa, które miał przy sobie, zanim wstał i więcej już nie wrócił.
Już czas, by posprzątać jego rzeczy w szufladach... Tylko po co to wszystko? BY ZROBIĆ MIEJSCE NA INNE JUŻ RZECZY, NA ŻYCIE BEZ MOJEGO SYNA. JUŻ CZAS, BY SIĘ Z NIM POŻEGNAĆ...
O co więc w tym wszystkim chodzi? Czy trzeba zrobić sobie to miejsce?! Kupić nowe firanki, łóżko?! Znaleźć swoją polanę, smukłą sosnę i nowy brzeg?! Wspominać wdzięcznie kogoś kogo się straciło, prosząc by częściej przychodził w snach?! Do końca życia nosić go w sercu i kochać?! BO PRZECIEŻ JEST...