Minął rok od przykrych wydarzeń, które związane były z dewastacją nagrobków na dwóch, dużych cmentarzach mojego miasta. W ciągu paru miesięcy ubiegłego roku zniszczone zostały siedemdziesiąt dwa pomniki. Przez dłuższy czas policja miała trudności z ujęciem sprawców. Pomniki dewastowali młodzi ludzie od kwietnia do października 2011 roku. Na moje nieszczęście dwa nagrobki, męża i syna, zostały zniszczone właśnie w połowie października, czyli na krótko przed ujęciem szajki rabusiów.
Leżałam w szpitalu, gdy moi rodzice przedzwonili i powiadomili mnie, że zobaczyli zniszczone oba pomniki. Smutek, płacz, wściekłość, złorzeczenia, wszystko mieszało się w jednym tyglu. O ile potrafię przyjąć do wiadomości, ale nie zaakceptować, że ta sama szajka ukradła komuś telefon komórkowy, wyrwała kobiecie torebkę, to nie mogę, nie potrafię i nie chcę pogodzić się z dewastacją pomników! Bynajmniej nie z tego powodu, że sama padłam ofiarą tak haniebnego czynu. Wiadomo, że są sprawy o różnej skali przestępczości, kat (sprawca) atakuje, ofiara próbuje się bronić, a jak ma obronić się nieżyjący?! Najprościej jest pójść na cmentarz i wyrwać kwiaty z ziemi, ukraść znicze czy świeżą wiązankę, tego wszystkiego już doświadczyłam. Według mnie, te kradzieże, to była znikoma szkodliwość czynów w stosunku do tego, co się wydarzyło.
Pomnik syna, był bardziej zdewastowany niż pomnik męża. Złodzieje, wyrwali z kamiennych płyt krzyż i litery, które tworzyły imię, nazwisko oraz liczby, składające się na datę narodzin i odejścia. Niektórych liter, bardziej osadzonych w pionowej ścianie pomnika, nie mogli wyrwać i tak zostawili. Obraz tego, co zobaczyłam, był ciężki do przeżycia. Różne myśli kłębiły się w głowie, począwszy od pytań o powody, dla których to zrobiono po wymierzenie kary takim złoczyńcom. Za dwa tygodnie miało nadejść Wszystkich Świętych, a moje dwa nagrobki straszyły przechodzących alejką ludzi. Zgłosiłam sprawę na policji, spisano protokół i kazano czekać. Oczywiście, musiałam prosić zakład kamieniarski, aby zamontowano nowo zakupione ozdoby. Nie wiedziałam czy zdążą do 1 listopada. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że dewastacji pomników dopuścili się jacyś amatorzy. Koszt nowych liter, wyniósł osiemset złotych, a złodzieje po pokrojeniu ich na kawałeczki oraz zaniesieniu do punktu skupu złomu, mogli dostać nie więcej niż 20-30 zł. Powód? Najprawdopodobniej, złodzieje byli przekonani, że litery są z mosiądzu, a one wykonane były z brązu!
Po paru miesiącach, dostałam pierwsze powiadomienie z sądu, że złapali szajkę i toczą się przeciwko nim sprawy. Jako osoba pokrzywdzona, miałam prawo wglądu w akta tychże spraw. Byłam pewna, że chcieli się dobrze zabawić, bo przy innych nagrobkach, kradli ozdoby wykonane z mosiądzu i ponoć był zysk, ale w moim przypadku mieli pecha. Natrafili na ozdoby z brązu a nie z wymienionego wyżej kruszcu. Nie miałam ubezpieczonych pomników, dlatego wszelkie koszty musiałam pokryć sama. No cóż, od tygodnia wiem już wszystko, że nie odzyskam nawet złotówki, ponieważ sprawcami, okazali się dwaj czternastoletni chłopcy. Hersztem bandy był 33 letni mężczyzna, o ironio, chory na schizofrenię, dowożony na sprawę ze szpitala psychiatrycznego! Na pytanie sędziego: dlaczego i po co to robił, odpowiedział krótko: ja też musiałem z czegoś żyć, proszę Sądu! Mam tylko czterysta pięćdziesiąt złotych renty po potrąceniach, żyję samotnie, rodzina odwróciła się ode mnie - czytałam w jego zeznaniach. A pozostała dwójka chłopców? Patologia-poznałam opinie biegłych, psychologów. Obaj wychowywali się w rodzinach z problemem alkoholowym, nie uczęszczają do szkół, kradną, sami piją, uciekają z placówek wychowawczych. Jeden z chłopców, mówił do pani psycholog, że kiedy był mały, to bardzo idealizował swoją mamę, która już wtedy piła i obwiniała go o całe zło tego świata. Potem, gdy był już starszy, a matka dalej nie trzeźwiała, on miał żal do niej o swoje zmarnowane życie. Teraz, gdy matka nie pracuje, to on - syn, musi nakarmić ją oraz dzieci swojego brata. Stał się głównym żywicielem rodziny. Podobna sytuacja w rodzinie drugiego chłopca, gdzie jego dwaj bracia przebywają w zakładach karnych. Karygodne pomieszanie ról, to oni - ci chłopcy są ofiarami w swoich rodzinach!
Mogłabym jeszcze długo o tym, ale po co? Myślę sobie, że napisałam o tym zdarzeniu, aby po latach pamiętać, dlaczego po trosze rozgrzeszyłam tych trzech chłopców. Wiem, że takie zachowanie nie usprawiedliwia ich postępowania, ale po przeczytaniu tych historii, zrobiło mi się po prostu ich żal. Owszem poniosłam straty, też na swój sposób jestem ofiarą ich czynu, ale próbuję nie żywić do nich urazy. Jest mi przykro, że w ogóle do tego doszło, ale zadaję sobie pytanie: ci młodzi chłopcy są ofiarami, tak naprawdę czego? Systemu społeczno-ekonomiczno-politycznego, dysfunkcji w rodzinie, szkole itd.?! Znowu mogę wymieniać, ale zapytam egoistycznie: co to dla mnie znaczy? Teraz, naprawdę już nic!