Od jakiegoś czasu, pod niektórymi postami, zaczęły pojawiać się komentarze stwierdzające, że za mało piszę o samej schizofrenii, o objawach, które występowały u mojego syna. Uważam jednak, że do tej pory napisałam wystarczająco dużo na ten temat. Ze wszech miar staram się, aby ów blog był zapisem pewnych fragmentów z życia mojego syna, który zachorował na schizofrenię, ale który żył w rodzinie, miał swoich znajomych i przyjaciół. Próbuję przy tym wplatać różne skrawki historii, które w moim odczuciu były i są ważne. Piszę głównie o moich uczuciach do syna, o jego i mojej walce z chorobą, o tym co czułam, gdy żył i co czuję teraz, gdy odszedł. Jego już nie ma, a ja znowu walczę, aby tym razem uporać się z żalem, czasem popatrzeć na tę traumę z boku w nadziei, że może teraz znajdę coś czego wcześniej nie udało mi się dostrzec, aby poczuć spokój. A może ten blog powinien mieć inny tytuł np. "Oczyszczenie", wówczas łatwiej byłoby mi poruszać inne tematy?
Piszę o tym, co jest dla mnie istotne, jak choćby dzień urodzin mojego syna. W jednym z postów, przywołam w pamięci CUD JEGO NARODZIN. Wspomniałam wtedy o wczesnojesiennym dniu, kiedy to Filip przyszedł na świat. Dzisiejszy, słoneczny dzień, typowe polskie "babie lato" zapraszało do wyjścia na spacer. Ten szczególny dzień, chciałyśmy spędzić z Polą blisko niego i z myślą o nim. Kiedy w drodze na cmentarz, weszłyśmy do kwiaciarni, od razu naszą uwagę przykuły maleńkie bordowe różyczki.
fot.Clara, 2012r. |
Odkąd sięgam pamięcią, koło mnie zawsze były i są róże, a Filip dawał mi je z okazji urodzin czy imienin, a teraz Pola. Zresztą do tej pory zachowałam i ususzyłam bukiecik bordowych róż od niego, nie przypuszczając, że będzie ostatnim... Gdy w kwiaciarni powiedziałam pani, że te różyczki za chwilę zaniosę do mojego syna, ona bez namysłu, podała mi figurkę maleńkiego anioła, prosząc, abym położyła go obok tych kwiatów. Niby taki mały, a zarazem wielki gest, który wywołał łezkę w oku. Więcej słów, poza moim dziękuję, okazało się zbędnych. Ten jeden gest pociągnął za sobą cały splot dobrych i miłych zdarzeń prawie, jak wianek pleciony z tych małych różyczek. Jak zatem opisać to, co zaczęło dziać się, gdy po chwili spotkałam kobietę, proszącą o parę drobnych na bilet do domu. W moich oczach moneta, którą jej podarowałam, była tą kolejną różyczką dodaną do wianka.
Będąc już na cmentarzu, zauważyłyśmy, błądzącą między alejkami siostrę zakonną. Podejrzewałam, że szuka kilku znajomych grobów sióstr zakonnych ze swojego zgromadzenia. Tym razem, to ja usłyszałam ciepłe słowo: dziękuję, gdy okazałam jej pomoc. Która z nas dołożyła kolejną różyczkę do wianka? Właściwie nieważne która, bo znowu liczył się gest dobrej woli. Siostra z różańcem w ręku, modliła się, a ja odważnie podeszłam do niej. Skrępowanie gdzieś odpłynęło i prosiłam ją o odmówienie choćby jeden raz "Zdrowaś Maryjo" w intencji mojego syna. Chciałam mocno wierzyć, że dziś również u Pana Boga, Filip obchodzi swoje urodziny i jest szczęśliwy. Gdy pełne spokoju i zadowolenia odchodziłyśmy z cmentarza, widziałyśmy jej małą, pochyloną postać, modlącą się nad grobem Filipa. To była już inna, ale jakże piękna, następna różyczka do wianka.
Kto dziś tu na ziemi plótł dla nas wianek z tych dobrych uczynków? Ten wianek, to taki symbol koła, po którym krążą dobre uczynki i zawsze wracają do tego, który je wysyła, znowu w to wierzę. Ale mam też pokorne pytanie: czy ten KTOŚ od wianka równie z wielka miłością zatroszczył się dziś o mojego syna, tam w niebie? Wszak, to pamiątka CUDU NARODZIN?! Tak mocno pragnę wierzyć, że tam wysoko, wysoko, gdzie nad chmurami świeci słońce, każdy obchodzi dzień swoich urodzin na specjalnym balu wszystkich świętych, a co jeszcze na ziemi? Msza i komunia święta w intencji Filipa i maleńka karteczka położona obok anioła, że tęsknimy, że codziennie jest w naszych myślach i sercach...