środa, 22 stycznia 2014

A może już czas?


Jeszcze kilka tygodni temu, wydawało mi się, że postem pt."To Wy przyszliście do Niego", zakończę opisywanie historii mojego syna i tak najpewniej stałoby się, gdyby nie wczorajszy telefon od mojej córki. Jej nowi znajomi (chłopak z dziewczyną), wyjechali po nią na lotnisko. Sytuacja zgoła normalna, niby nic ciekawego, a jednak nie do końca... Dziewczyna, to koleżanka ze studiów Poli, Amerykanka od kilku pokoleń. Chłopak - Hindus, urodzony w Indiach, od paru lat mieszkający w Stanach. Cóż zatem dziwnego, że o tym piszę?!

Droga z lotniska była długa, więc wywiązała się rozmowa, między innymi pytania o rodzinę. Ów chłopak wspominał, że wcześnie stracił ojca podobnie, jak Pola. Między innymi mówił o cierpieniu swojej siostry, która już trzy razy próbowała popełnić samobójstwo. Momentami był smutny, zmartwiony, ale mówił o tym zupełnie normalnie, dla niego, nie był to temat wstydliwy. Nie wołał o litość, o współczucie, nie uskarżał się na los. W głosie bardziej dało się wyczuć złość i niemoc, że nikomu nie udaje się ulżyć w jej cierpieniu. Nieważne dla niego jest to, na co siostra choruje: czy są to zaburzenia, czy jakaś choroba psychiczna. Dramat polega na czym innym, to choroba wyciąga po nią "łapę", a oni wszyscy są bezsilni! I MOŻE TO, CO NAJWAŻNIEJSZE - ON, JAKO BRAT NIE WSTYDZI SIĘ SWOJEJ CHOREJ SIOSTRY, JEJ PRÓB SAMOBÓJCZYCH. MÓWI O TYM W SPOSÓB PROSTY I NORMALNY.

Pola, ku mojemu zdziwieniu, opowiadała o tym zdarzeniu bez przejęcia, spokojnie bez sensacji. Powiedziała: Mamo, a może wreszcie przyszedł czas i na naszą normalność?! Tyle już lat minęło... Wiem, czuję to, że obie jesteśmy silniejsze. Bywa, że potrafimy powiedzieć stop, gdy ktoś nas rani, ale są jeszcze momenty, że walczę ze sobą, by nie wdawać się w potyczki słowne w myśl zasady: ile można tłumaczyć i po co?

A może już czas na moją normalność bez uciekania wzrokiem, gdy ktoś zapyta, na co chorował mój syn i jak odszedł?! Kto wie, może już czas...
                                                                                                         


24 komentarze:

  1. Claro zajrzalam tak jakbym czula ze napiszesz jeszcze, pozdrawiam
    Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, może gdyby nie moja córka, nie napisałabym tego właśnie posta. Pisząc o tej normalności, wiem, że musimy do niej dojrzeć, przejść przez mgły, burze i pioruny, by wreszcie popatrzeć na TĘCZĘ... Tego Ci właśnie życzę, ale bądź spokojna. Ujrzysz ją w swoim własnym czasie.

      Tereso, moja córka namówiła mnie, abym wzięła udział w konkursie "Blog Roku 2013" . Opierałam się bardzo, bo temat jest ciężki, a ludzie chcą w życiu radości. Naciskając na obrazek po prawej stronie u góry, możesz poczytać na ten temat. Kto wie, może znajdziesz SUPER BLOGI dla siebie, czego życzę.
      Trzymaj się, Kochana!

      Usuń
  2. Claro, ucieszyłam się bardzo za to, że coś tutaj napisałaś jeszcze. Nawet nie wiesz, jak dużo to znaczy dla czytelników!
    Daj znać, czy w jakikolwiek sposób będę mogła pomóc w sprawie Bloga Roku- np. zagłosować.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ mi miło, koniec pracowitej niedzieli dla mnie, a ja czytam taki wpis :)

      Nie sądzę, żeby jury konkursu zauważyło mój blog (ciężko, smutno)! Podobno głosowanie ma być rozpoczęte 30.01.2014 od godz.15, ale za pomocą SMSów. Jeśli będę cokolwiek wiedziała dam znać. Taki komentarz jak Twój, to moja wygrana!

      Usuń
  3. Natknęłam się na Pani bloga jakoś tak przez przypadek szukając informacji o schizoreni, gdyż dużo osób próbuje mi tą chorobę wmówić co jest po prostu śmieszne i strasznie mnie wkurza. Zainteresował mnie ten blog. Przeczytałam całego. W dodatku mając przykład tej choroby jestem pewna, że to nie to samo. Chciałabym jeszcze powiedzieć, że jest Pani bardzo silna, no i, dobry blog. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deviare, po co masz się szarpać sama ze sobą i innymi! Idź na konsultację do lekarza albo psychologa. Postaw na całkowitą szczerość w stosunku do nich, bo tylko wtedy jest sens! Wiesz, to nie musi być od razu schizofrenia, ale warto powiedzieć o tym, co napisałaś o sobie choćby w poście.

      Weszłam na Twojego bloga i będę tam zaglądać. Dzięki za dobre słowo :)

      Usuń
  4. Droga Claro,
    jeszcze raz uważnie przeczytałam twój blog. Wcześniej zostawiałam ci komentarz, tylko jako anonim- opowiadałam ci o utracie przyjaciółki chorej na schizofrenię. Historie osób chorych wzbudzają we mnie wielki ból, żal, smutek i gniew. Nie potrafię się pogodzić z tym, jak wygląda cała otoczka schizofrenii, nawet czytając ten post nie mogłam się pogodzić z faktem, że ludzie nie potrafią mówić głośno, kiedy ktoś z bliskich umarł na schizofrenię- nie winię o to tych ludzi, ale całą sytuację. Nikt nie ma obaw, by przyznać, że nowotwór zabrał kogoś bliskiego, ale śmierć z powodu schizofrenii już nie doczeka się współczucia.
    Nie o tym jednak chciałam napisać.
    Moja historia, którą ci opowiedziałam skupiała się tylko na aspekcie cierpienia i mroku tej choroby. Nie wspomniałam jednak o jednej ważnej rzeczy- od chwili, w której byłam wystarczająco dojrzała, by pojąć istotę schizofrenii, postanowiłam, że zrobię wszystko by zniszczyć tą chorobę. Siedziałam dniami i nocami nad książkami i zagranicznymi publikacjami naukowymi, pomagał fakt, że lubię przedmioty ścisłe i już wcześniej interesowałam się mózgiem. Jednak największą inspiracją były rozmowy z samymi schizofrenikami, w tym z moją przyjaciółką. Mówiłam sobie: skoro jesteśmy swoimi własnymi mózgami, to schizofrenik opowiadający o schizofrenii jest mózgiem opisującym swoje zaburzenia. Zapisywałam te wypowiedzi. Wiedza i rozmowy doprowadziły mnie do pomysłu na nowy sposób leczenia tej choroby. Będąc w drugiej klasie liceum, przeprowadziłam badania behawioralne z użyciem EEG- wyniki były bardzo interesujące i obiecujące. Zgłosiłam nawet ten projekt na konkurs naukowy w kraju, potem zakwalifikowany został na konkurs w USA, gdzie wygrałam 2. miejsce w kategorii medycyna. Być może obiło ci się o uszy coś o tej sprawie.
    W każdym razie: piszę o tym aspekcie mojej historii, by powiedzieć ci, że choroba przyjaciółki uwrażliwiła mnie na los osób chorych psychicznie i motywowała do szukania sposobu na pokonanie tej choroby. Kiedy umarła, myślałam, że się załamię i wszystko rzucę, ale kiedyś obiecałam jej, że znajdę sposób na zniszczenie schizofrenii. Chciałabym też obiecać tobie i każdej osobie, która przeszła w jakikolwiek sposób przez to piekło, że poświęcę całe swoje życie i wykorzystam wszystkie umiejętności by zakończyć ten koszmar lub zrobić coś w tym kierunku.

    Wiem, że być może nie wiele to zmieni w twoim życiu, że być może cię nie obchodzi tak bardzo to, co napisałam, ale takie historie, jak twoja dają mi ogromną energię do działania, co skutkuje, jak opisałam wcześniej. Po pierwszym przeczytaniu tych postów, tuż po mojej tragedii, blog przypominał mi o tym całym bólu. Po drugim przeczytaniu przypomina mi o mojej obietnicy i sensie życia. Dziękuję.

    Będę walczyć. Będę walczyć, by schizofrenia uzyskała status stricte choroby mózgu. Będę szukała biologicznych podstaw tej choroby. Obiektywnych metod diagnozy. Skutecznych metod prewencji oraz leczenia bez skutków ubocznych. Będę również walczyć o prawa osób chorych na schizofrenię, o to, by lekarze mieli odpowiedni stosunek do pacjentów, będę walczyć ze stygmatyzowaniem.
    Będę walczyć, a kiedy tylko zbraknie mi sił będę wracać do tych wszystkich historii. Między innymi twojej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kingha, chyba sie nie pogniewasz ze odezwalam sie, jestem Teresa, czesto pisalam komentarze u Clary, stracilam Syna, mial schizofrenie, kiedy nagle umarl mial tylko 34 lata, walczyl jak mogl przez 17 lat z ta okrutna choroba, pomagalam jak umialam, przede wszystkim bylam z Nim codziennie, moj jedyny ukochany Syn byl dla mnie najwazniejszy, i ja dla Niego tez. Tak bardzo chcial zyc, mowil ze wie jak moglo by byc pieknie, ale codziennie meczyl sie z roznymi przymusami, ktore musialy byc wiele razy powtarzane, bal sie bardzo tych przymusow, najgorzej jak sie nowe pojawialy, tak bardzo sie bal, oddychac nie mogl, a ja razem z Nim cierpialam, byl na lekach, ale nie pomalaly ze wszystkim, mial dodatkowy lek, ktory niby mial brac czasami przed spaniem, i ten lek zaczal brac za czesto, za duzo i ten lek zabil mojego Syna. Jestem w rozpaczy, nie moge pogodzic sie ze nie ma mojego ukochanego Syna, czuje sie winna i wszystkich winie, ze tak malo robi sie dla najbardziej nieszczesliwych ludzi na swiecie, oni chca zyc ale tak bardzo cierpia, nie daja rady wytrzymac tego psychicznego bolu jak im sie nie pomoze, dlatego dziekuje ze jest ktos taki jak Ty, chcialabym zeby bylo wiecej ludzi takich jak Ty, ale swiat robi ludzi coraz bardziej skoncentrowanych na dobrobycie materialnym, wygodnych i egoistycznych. Teresa

      Usuń
    2. Moja Droga Kingho, czy po takim komentarzu Teresy, wypada mi coś jeszcze dodać? Zarówno w wypowiedzi Twojej jak i Teresy jest taki ogrom emocji tych pozytywnych, ciepłych pełnych miłości i nadziei jak i smutnych przepełnionych żalem i ludzkim dramatem...

      Napisałaś m.in. bardzo ważne zdanie, że nie potrafimy, boimy się mówić głośno, gdy ktoś popełnia samobójstwo z powodu choroby psychicznej! Dlaczego tak się dzieje? Sama sobie dałaś odpowiedź: winna temu jest ta cała "chora" sytuacja wokół tego! Mało mówi się o chorobach psychicznych w ogóle i jego skutkach! Myślimy, że jak nie będziemy o tym mówić, a jeszcze lepiej wyprzemy ze świadomości tak wstydliwy problem, to nas to nie dotknie! Ja, jestem tego najlepszym przykładem - pisałam o tym w którymś poście, że do tej pory moja rodzina i znajomi nie wiedzą co było prawdziwą przyczyną śmierci mojego syna! O co tu więc chodzi? Czy my jako polskie społeczeństwo mamy z tym problem, aby mówić prawdę, traktować tę chorobę jak każdą inną na którą czasami można umrzeć?! Dlaczego tak się dzieje? Żyjemy w chorym społeczeństwie, a przecież społeczeństwo, to my! Tak to wszystko prawda, ale całe pokolenia wzrastały w przeświadczeniu, aby nie mówić głośno o chorobach psychicznych, aby nie być trędowatym! Ta czy inna choroba, to "rosyjska ruletka"! Przy okazji, żeby na nią nie zachorować, po prostu nie można się urodzić!

      Cieszę się, że wytyczyłaś sobie cel - walki ze wszystkim tym, co dotyczy schizofrenii! Kto wie, może akurat Tobie, uda się wnieść swoim zapałem, mozolną pracą coś do medycyny, co przyniesie choćby ulgę w tej chorobie. Nieważne, kiedy to nastąpi, ale zaglądaj tu od czasu do czasu i dziel się z nami swoimi przemyśleniami.

      Tereso, Tobie też dziękuję za ten odzew na komentarz Kinghi.

      Usuń
  5. Przeczytałam komentarz Kinghi, dodał mi otuchy ale też sprawił, że nie mogłam się powstrzymać od łez. To szczęście że są tacy LUDZIE jak ona, wrażliwi, życzliwi, chcący zrobić coś ważnego i dobrego dla innych. Z drugiej strony tak trafnie opisała stosunek ogółu społeczeństwa do chorych psychicznie. Niestety takiej osoby jak Kingha nie miałam szczęścia spotkać, a o tych wszystkich pozostałych ocieram się codziennie. Sama mogę powiedzieć, że kiedy mówię o chorobie syna, z reguły nie używam słowa schizofrenia, mówię że ma problemy psychiczne. On przestał wierzyć w poprawę - oczywiście kiedy jest w stanie pojąć swoją sytuację, często jednak wydaje mu się że jest zdrowy, że posiada moc która pozwala leczyć innych, bioenergioterapia. Bez leków słyszy głosy, przeżywa koszmary, obwinia mnie o różne rzeczy które nigdy nie miały miejsca. Opowiem jedną historię która uświadomi Wam jak są postrzegani ludzie chorzy psychicznie. Leki powodują że jest ospały, bardzo przytył, ma kłopoty z koncentracją. Dzięki orzeczeniu i zaliczeniu do znacznego stopnia niepełnosprawności, podjął pracę w zakładzie aktywności zawodowej, jego pensja około 800 zł była w całości refundowana przez PFRON. Pracował 4 godz. dziennie. Umowę zawarto z nim na okres próby 3 miesiące. Praca ta strasznie była ważna dla niego, wydawało mu sie ze dobrze sobie radzi, ja tez byłam o tym przekonana.Przed rozpoczęciem pracy była u dyrektora ZAZ przedstawiłam mu sytuację, zapewnił mnie o wielce fachowej opiece nie dyskryminowaniu osób chorych psychicznie. Jakież było moje zdziwienie kiedy po trzech miesiącach okazało się że tylko on jeden nie otrzymał dalszej umowy, bez słowa, nigdy w rozmowie telefonicznej nie wspomniano o negatywnej ocenie jego postawy w pracy, syn był przekonany że robi więcej niż inni, niepełnosprawni fizycznie. Kiedy poprosiłam o wskazanie przyczyn, wydanie opinii, już nie po to żeby się odwołać, ale żeby móc popracować nad błędami, żeby zrozumiał dlaczego jest tak - nawet nie otrzymałam odpowiedzi. Dyrekcja zlekceważyła mój list, bo ja nie byłam stroną w sprawie. Syn nie jest ubezwłasnowolniony (nie chce tego robić bo odebrałby to jako akt przeciwko niemu). Nie wychodził z domu, nie mył się, spał w ubraniu, konieczna była hospitalizacja. Mija już rok, nie szukał już żadnej pracy, zwiększono mu dawkę leków, najczęściej śpi, je, pali. Jest w coraz gorszym stanie. Często słyszę słowa, młodego człowieka tam zatrudnionego, który mi powiedział że to nie terapia tylko " prawdziwy" zakład pracy, trzeba wykonać normę, muszą mieć zyski. Myśl że on nie wie jak funkcjonuje zakład pracy, kiedy nie dotuje go państwo, może w takim prawdziwym zakładzie on by się nie nadawał. Powinien też zapoznać się z misją tego jego zakładu pracy, bo na pewno nie rozumie celu ZAZ. Dlaczego tacy ludzie pracują z osobami niepełnosprawnymi. Ronai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ronai, dobrze, że o tym napisałaś, pokazałaś swoją prawdę! Ostatnio jestem na etapie przyglądania się pracy różnym instytucjom "pomocowym" ludziom pokrzywdzonym w szerokim tego słowa znaczeniu. I o dziwo, przed wejściem do gabinetu kogoś kto z założenia powinien pomóc, wisi super plakat
      napawający nadzieją, co do tej o pomocy, ale w sumie na tej nadziei się kończy! Mam wrażenie, że urzędnicy tam siedzący, są w wielkiej niemocy, a to za sprawą przepisów, terminów, braku wykwalifikowanej kadry itd. Jeśli do tego dodamy skandaliczne zachowanie się pani sekretarki, która umawia na bardzo odległe terminy na spotkanie, to mocno zastanawiam się kto tutaj jest dla kogo i po co?! Najpewniej, to ja byłam intruzem, który przeszkadzał w rozmowach o przygotowaniach do świąt oraz o tym, gdzie najtaniej kupić karpia na wigilijny stół!

      Tak bardzo mi przykro, gdy czytam tę Twoją, a właściwie Twojego Syna historię...niemoc i bezsilność, to za mało powiedziane!

      Usuń
  6. Claro wczoraj wieczorem dziekowałam Ci za słowa za wszystkie słowa w tym blogu, jeszcze raz dziekuje Tobie i wszystkim bliskim osobom ktorych ta choroba nie oszczedziła. moje rany sa bardzo świeże a to co sie wydarzyło wciąż wydaje mi się snem..... wciaż mam nadzieję,że obudzę się z tego koszmaru....i mój kochany, dobry syn znów uśmiechniety powie...cześć mamuś, co u Ciebie , wszystko w porządku , dobrze się czujesz, nie płacz już ( parę miesięcy temu zmarła w potwornych cierpieniach moja mama, chorowała na raka), jestem z Tobą i bardzo Cie kocham...............wszystko sie poukłada, bedzie dobrze, babcia jest już szczęśliwa nie cierpi. Moj syn bardzo kochał babcie widział jej i moje cierpienie, sam też bardzo cierpiał,martwił sie o mnie po śmierci mamy,wiedział jak bardzo ja kochałam. Trudno mi pisać w glowie kłebia się mysli, słowa ciekaja, łzy same lecą, nie wyobrażam sobie dalszego życia bez mojego dziecka, dlaczego właśnie on? Dobrze ,że jesteś Claro, Ty i matki, przyjaciólki które czują to co ja. Wciąż was czytam....dziękuję. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, bolą mnie również słowa, które piszesz! Jest w nich cała seria negatywnych, złych uczuć, które wystrzelone z broni palnej mogą emocjonalnie zabić! To żal po stracie dziecka i ból, który rozrywa serce, a my dalej zastanawiamy się, dlaczego nie umarłyśmy z naszym dzieckiem, tylko żyjemy?! Tak jak ja nie znajduję odpowiedzi, z pewnością Ty również jej nie otrzymasz, może w przyszłości?! Wiem, że ból bywa tak silny, że wyłącza nas z życia, ale jakoś żyć musimy!
      Zobacz, że ja nie chcę Ci nic nakazać! Mówię wprost: jeśli masz ochotę płakać, to płacz! Jeśli masz ochotę robić cokolwiek, co ma związek z Twoim Synem, nawet za cenę bólu i rozpaczy, to rób to! W ten sposób oczyszczasz swoje uczucia, emocje! Przeczytaj książkę pt."Powrót nadziei" - mnie trochę pomogło.

      Pisz w każdej chwili i nie zważaj na to, czy akurat ma to związek z treścią danego posta, zawsze najlepiej pod ostatnim.

      Wejdź na forum osieroconych rodziców i wpisz na www.dlaczego.org.pl

      Przytulam Cię mocno

      Usuń
  7. Kochana Claro, nie chcę nikogo ranić, ani sprawiać bólu swoimi słowami, przepraszam. Bardzo tesknię do mojego dziecka i co dzień w modlitwach prosze by zabral mnie do siebie. Ulgę sprawia mi tylko myśl, ze tak niewiele trzeba ... linia miedzy zyciem a śmiercia jest bardzo cieniutka. jeszcze raz dziekuje Ci Claro za tego bloga,czytam go płaczac. Nie wyobrażam sobie i nie chce życ bez mojego syna. Nie jestem sama, mąż bardzo opiekuje sie mną (jestem na zwolnieniu lekarskim), prawie codziennie jest u mnie narzeczona mojego syna, ona równiez bardzo cierpi, a ja nie jestem w stanie jej pomóc....
    Pozdrawiam Cię serdecznie.Ewa

    OdpowiedzUsuń
  8. Claro, czytam ten wpis poraz enty, i zastanawiam sie co napisac. Pola poraza mnie swoja dojrzaloscia, masz wielkie szczescie, majac taka corke. Czas na normalnosc dla Was - dla Ciebie, dla Poli.
    Jakkolwiek ta normalnosc brzmi, zrob to dla siebie i dla Niej.

    Zawsze mysle o Tobie cieplo - moc usciskow przeslylam jestes w moim sercu:)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ataner, oczywiście, cieszę się, że Pola jest moją podporą, ale czasami mnie to trochę irytuje, bo to ja, chcę być dla niej tym oparciem! Wiem, że potrzebujemy siebie nawzajem i to jest dla nas bardzo ważne.

      Ja z kolei lubię patrzeć na Twoje zdjęcie...wyczuwam to ciepło bijące z miejsc, które odwiedzasz, spokój, radość. Zupełnie tak jakbyś mówiła: cieszę się miejscem w którym jestem.

      Pozdrawiam Cię wiosennie :)

      Usuń
  9. Mam też syna chorego na schizofrenię paranoidalną, który uważa, że jesteś jego matką i żyje, nazywa się Michał Chruściński, po babci Michał Bargiel.
    Krystyna Chruścińska.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój email natura-home-pl@o2.pl
    Jeżeli zechcesz,to do mnie napisz,
    Krystyna Chruścińska.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam wszystko jednym tchem. Upłakałam się okropnie. Dziękuję Pani. Przesyłam ciepło i życzenie spokoju serca. Wszystko już będzie dobrze. Na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym blogu chciałam tylko przedstawić historię chorego, młodego człowieka, który do końca walczył i życie jego najbliższych z tą chorobą w tle.
      Dziękuję Pani za te ciepłe słowa. Wiem, że moje zycie toczy się dalej, ale jest trudno...

      Usuń
  12. Claro, czytalam Twojego bloga, by poznac punkt widzenia "tej drugiej" strony. Mam pare prob za soba, widzialam "ich" cierpienie, ale nie potrafie przestac myslec o tym. Poradzilabys mi cos?
    Pozdrawiam i licze na odpowiedz, K.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiesz, ja mogę radzić, ale najważniejsze jest, aby być w kontakcie z lekarzem i psychoterapeutą. Musisz być pod kontrolą specjalisty. Leki spowodują zmniejszenie objawów choroby, żebyś mogła w miarę funkcjonować.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dobry Pani Claro!
    Bardzo dziękuję Pani za bloga i dzielenie się tym, co stało się Pani doświadczeniem. Chcę wyrazić swój szacunek dla tych myśli, emocji, chwil, o których Pani pisze. I całego serca życzę Pani pokoju w sercu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak ciepłe słowa, naprawdę. Jestem teraz na etapie czytania książki pt."Chata". Tak jak było zamierzeniem autora jest we mnie kłębowisko myśli i emocji. Ojciec stracił córkę i na łamach tej książki toczy się jego monolog z Bogiem. Kiedy czytałam niektóre fragmenty, pytałam samą siebie...kto zna mnie na tyle dobrze, że o mnie napisał?!
      Wiem też jedno, że do końca mojego życia będą sytuacje, zdarzenia, myśli, które chcę, żeby przypominały mi syna. Teraz już chcę zapamiętać jak najwięcej.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...