piątek, 29 kwietnia 2011

Gdzie jesteś mój synku?


Chciałabym opowiedzieć pewną historię po części związaną z piosenką pt."Kołysanka dla Okruszka", którą to przed wielu laty śpiewał Seweryn Krajewski. Byłam wtedy młodą dziewczyną, gdy on święcił triumfy swojej popularności, a właściwie już kariery solowej. Potem po latach, czytając w jakichś kolorowych pismach o życiu gwiazd, dowiedziałam się, że ma on żonę i dwóch synów. Jeden z synów (młodszy), o ile dobrze pamiętam, na imię miał Maksymilian. To właśnie dla niego została stworzona ta piękna kołysanka. Później już w dobie internetu czasami na nią trafiałam.

Pewnego razu siedem, albo osiem lat temu, podczas jakichś generalnych porządków, robiłam selekcję czasopism i natknęłam się na gazetę, gdzie już z okładki krzyczał napis, że Seweryn Krajewski stracił w wypadku samochodowym, syna Maksymiliana. Była to wiadomość z gatunku czytam i nie dowierzam. Obszerny artykuł właściwie poświęcony był jego żonie Elżbiecie i rozpaczy po stracie syna. W wywiadzie tym mówiła o swoim bólu, zamknięciu się na świat i ludzi. Chłonęłam ten artykuł tak, jakbym chciała zapamiętać dokładnie jego treść. Po co? Odpowiedź miała nadejść już po kilku latach. Mówiła, że w czasie tej żałoby/rozpaczy każdy z członków rodziny zamknął się w swoim świecie. Ona była bliska obłędu, pogrążona w depresji, nie chciała dalej żyć (z próbą odebrania sobie życia włącznie). Zabijało ją poczucie winy, że ta tragedia wydarzyła się przez nią. To ona siedziała akurat za kierownicą samochodu, w którym doszło do wypadku ( ich synek miał sześć lat). Starszy syn pozostał sam ze swoim smutkiem po stracie brata. Ona albo leżała w pokoju z zasłoniętymi żaluzjami, albo jeździła na cmentarz i ojciec, który całkowicie poświęcił się muzyce i koncertom. Tak, każdy przeżywał tę rozpacz po swojemu. Niestety, ja w tym opisie widzę po części samą siebie i moją wtedy samotną córkę. Dopiero teraz dostrzegam, że była to kompletna destrukcja dla tamtej, jak i mojej rodziny, ale może człowiek w obliczu takich wydarzeń nie umie, nie potrafi żyć inaczej.

Po tej tragedii, Elżbieta zaczęła wychodzić z mroku, ale trwało to bardzo długo, zaczęła pisać wiersze, medytować, otwierać się na życie. Założyła coś na wzór Szkoły Przetrwania (temat psychotroniki). Znalazła dla siebie sposób na życie w wierze, pisaniu poezji, a w nim jakieś ukojenie. Po co to wszystko piszę? Otóż w wywiadzie tym zamieszczony był przepiękny wiersz jej autorstwa. Przecież spokojnie mogłam tę gazetę wyrzucić do kosza. JEDNAK COŚ MI MÓWIŁO, ŻEBYM TEGO NIE ROBIŁA! Zatrzymałam całą gazetę i odłożyłam gdzieś na wieczne kurzenie się na półce. W tym czasie mój syn nie był chory, albo inaczej w tym czasie jego choroba była jeszcze w utajeniu, nie dawała żadnych objawów, dopiero czaiła się do skoku.

Minęło parę lat (dramatyczny wybuch choroby syna, leczenie, odejście). Kiedy przyszedł czas na postawienie nagrobka dla syna przypomniałam sobie o tym wierszu. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, gdzieś się zapodział. Moje szczęście nie miało granic, gdy w końcu znalazłam go, a w te poszukiwania włączyłam nawet modlitwę o pomoc do św. Antoniego. Ten wiersz czekał sobie cichutko w "poczekalni smutku" na swój czas i miejsce. Czy w takiej sytuacji można płakać ze szczęścia? Widocznie można, skoro płakałam... Z całego wiersza wybrałam tylko jeden, maleńki fragment i umieściłam go na pomniku. Tych parę słów jest dla mnie kwintesencją tego, co czuję do syna.

"Gdzie jesteś mój Synku?
Kim lub czym jesteś?
Moim Słońcem, moim Życiem wszak byłeś..."
                                                                                  tekst Elżbieta Seweryn

Jakieś dwa miesiące temu czytałam, że po długim czasie Seweryn Krajewski wreszcie wydał swoją nową płytę. Przy okazji w mediach przypomnieli jego historię (karierę, życie). Przy tej właśnie okazji znalazło się też kilkanaście przykrych wpisów na portalu dotyczących tej dawnej tragedii. Ludzie pisali różnie, od niechęci w stosunku do żony przez obojętność do współczucia, a oni, jako rodzina z "połamanym życiorysem" odnaleźli się i na swój sposób są szczęśliwi - zwyciężyli, wybrali życie, mają siebie. "Piosenką dla Makusia" chyba rozliczyli się z przeszłością, a ich syn dalej jest częścią ich życia.

                                                                                                         


                                                                   

                                                                                                   









10 komentarzy:

  1. Seweryn Krajewski...Moja miłość...Pamiętam to wszystko, a "Kołysankę dla synka" śpiewałam swoim synom, gdy tylko się pojawiła. Myślałam wtedy o małym Maksymilianie, ale nie sądziłam, że wkrótce i mnie spotka podobne nieszczęście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Izis, ja niestety nie śpiewałam moim dzieciom kołysanek. Dopiero niedawno, to odkryłam i znowu jakiś kolejny żal do przerobienia. Nie znałam, nie miałam jeszcze wtedy dostepu do internetu (troche inne czasy). Tuliłam, pieściłam, gaworzyłam do nich, ale nie śpiewałam... To boli, bo na wszystko jest czas życiu. U mnie czas kołysanek minął już bezpowrotnie...smutne

    OdpowiedzUsuń
  3. Claro, pozwolisz, ze odbiegnę nieco od właściwego tematu Twojego bloga i podrążę sprawę "Kołysanki..."? Coś mi się nie zgadzało, ponieważ mój pierwszy syn urodził się w 1978 roku i tę właśnie piosenkę mu śpiewałam, gdy był malutkim okruszkiem, po roku na świat przyszedł drugi okruszek, a w następnym trzeci, ten który nie żyje. Czyli utwór istniał już w 1978 roku. Znałam go z radia i TV. Pogrzebałam w internecie i znalazłam informację, że powstał on w 1976 roku dla syna Sebastiana - to by się zgadzało. W każdym razie piosenka jest świetna. Pozdrawiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były różne wersje tego nagrania. Pierwsza została nagrana w 1976, gdy istniały jeszcze Czerwone Gitary i ukazała się ona na świątecznym albumie grupy "Dzień jeden w roku". Potem była wersja już całkowicie solowa S. Krajewskiego nagrana dla Polskiego Radia w roku 1978. Później były następne...

      Usuń
    2. Wielkie dzięki za informacje dotyczące tego nagrania. Przyznaję, nie wiedziałam :(

      Serdeczności moc dla Ciebie

      Usuń
  4. Izis, jak dobrze, że zrobiłaś korektę odnśnie adresatów tej kołysanki. Jak wspomniałam, ja ten artykuł czytałam ładnych parę lat temu i wydawało mi się do dzisiaj, że ona byla dedykowana temu młodszemu synowi. Jeszcze raz dziekuję i w następnym poście skoryguję ten błąd. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie to smutne...takie prawdziwe.Zaplakane oczy to tez piosenka o moim synku,pamietam bolesne cwiczenia Vojty,ale jakie skuteczne.Dzis juz nie ma mojego synka ;( i bol przeszywa moje serce.mama

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę posłać światełko do samego nieba (*)(*)(*) dla Twojego Synka, a Ciebie przytulam...

    OdpowiedzUsuń
  7. my nie możemy mieć dzieci jesteśmy 5 lat po ślubie, z powodu mojego, połączyły nas piosenki Pana Seweryna MIĘTOWE POCAŁUNKI, CZEKASZ NA TA JEDNA CHWILE, CHCIAŁEM PODNIEŚĆ na duchu tych wszystkich ludzi którzy słuchają PANA SEWERYNA że jesteśmy i łączymy się z tymi którzy utracili SWOJE UKOCHANE POCIECHY JESTEŚMY Z WAMI mój mail maciejz0@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Macieju, przepraszam, ale z Twojego maila wydedukowałam, że możesz tak mieć na imię :)
      Dziękuję za Twój bardzo osobisty komentarz... Nie zawsze znajdujemy odpowiedź dlaczego coś lub ktoś kogo bardzo pragniemy nie jest nam dany, albo wręcz przeciwnie zabrany! Przyszło mi na myśl, aby podpowiedzieć Ci stronę www.dlaczego.org.pl może tam znajdziesz tematy, które będą dla Ciebie ważne. Wejdź i sprawdź, może tam kryje się jakaś odpowiedź dla Ciebie, a może to Ty komuś pomożesz pisząc o sobie.
      Ja też nie umiem przejść obojętnie obok piosenek Seweryna Krajewskiego, te utwory, które wymieniłeś oczywiście znam.
      Dziękuję za Twój pełen ciepła komentarz.

      Usuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...