piątek, 15 kwietnia 2011

Czy przyjmiecie moje zaproszenie?


Napisałam tytuł tego posta i chciałabym zapytać Was czy przyjmiecie zaproszenie do współtworzenia ze mną tego bloga? Chodzi mi o pisanie przez Was komentarzy, choćby krótkich, jeśli poczujecie taka potrzebę. Czasami jedno zdanie dla kogoś czytającego może okazać się zbawienne, przynieść duchową ulgę. Mam na myśli sytuacje, kiedy przeczytaliście jakiś wpis lub inny komentarz i coś Was poruszyło, bądź macie odmienne zdanie od mojego, a może zauważyliście jakieś nieścisłości czy też błąd z mojej strony. Chętnie zamieszczę Wasze komentarze w tym blogu.

I druga sugestia - zapraszam Was do grona Obserwatorów tego bloga. Będzie mi niezwykle miło, jeśli przyjmiecie moje zaproszenie. Możecie wstawić tam swoje zdjęcie lub pozostać, jako Obserwatorzy Anonimowi. Ważne jest, żeby ten blog żył. Jeżeli ktoś go czyta, a przy okazji daje temu wyraz jakimś komentarzem to znaczy, że coś z tego mojego pisania i innych komentatorów bierze do siebie, a może pojawią się jakieś sugestie z Waszej strony, wszystko jest ważne, jeśli służy innym. Jedna z osób w swoim komentarzu napisała o szukaniu pomocy dla siebie w trudnych chwilach, np. pójściu do psychologa. Ważne, żeby czasami ktoś pomógł spojrzeć nam z dystansu na własne problemy tak, aby to życie mniej bolało. Inny młody człowiek przedstawił swoje racje co do klasyfikacji tego schorzenia, jakim jest schizofrenia, argumentując, że schizofrenia nie jest chorobą, tylko zaburzeniem i tu przytoczył cały swój wywód. Ma prawo, aby tak sądzić, szanuję jego wypowiedź, ale domagam się też, aby i ktoś inny uszanował moje stanowisko. Nie można nikomu nic na siłę narzucać! W mojej ocenie jest to choroba, takie dostawałam zewsząd informacje. Ktoś inny ma prawo mieć odmienne zdanie, tylko nie wywierajmy na siebie presji. Mój syn cierpiał na bardzo ciężką postać schizofrenii, która doprowadziła go do śmierci. Słyszał głosy, miewał myśli prześladowcze. Przy tej okazji nasuwa się szereg pytań: czy to znaczy, że skoro w/g oceny jednego z komentatorów, to tylko zaburzenie, a nie choroba, ja nie powinnam była leczyć syna w sensie pobytu w szpitalach lub nawet ignorować podawanie mu leków?! W tym momencie nie jest dla mnie ważne, jak to coś się nazywało, tylko co się z nim działo. Istotne było, żeby mu pomóc uśmierzyć jego psychiczny ból. I nie ważne też, skąd te objawy i zachowania się wzięły, czy z kłopotów środowiskowych, społecznych, rodzinnych czy innych. Ważne, że on strasznie męczył się w tym stanie, a to nie pozwalało mu normalnie żyć. Mało tego, to zaburzenie, według jednych, choroba według drugich, wyłączała go z tego życia w ogóle. To nie było życie, to była wegetacja. Dla mnie odpowiedź nasuwa się sama. Odwołuję się do niektórych komentarzy pod wpisami.

Wydaje mi się również, że o samej żałobie, czasie i sposobie jej przeżywania, właściwie nie powinno się dyskutować. Dlaczego? Bo każdy z nas przeżywa ją po swojemu i we własnym tempie. Między innymi, dlatego tak bardzo zależałoby mi na komentarzach osób, które straciły swoich bliskich. Ja od niedawna znalazłam swój kawałek miejsca na ziemi na dwóch forach. Czuję się tam, jak u "Pana Boga za piecem". Ci ludzie czasami emocjonalnie poranieni, wiedzą o czym piszę. Tam nikt nikogo nie ocenia, czuje się przy tym niesamowite ciepło i psychiczne wsparcie. Ale te grupy ludzi przebywają w swoim środowisku. Chciałoby się tak delikatnie poprosić na forum: Droga Mamo, napisz coś o swoim smutku, także pod moim postem - może przyniesie Ci to chwilową ulgę, a komuś otworzy oczy... Wiele razy czytałam, jak "smutna mama" pisze, iż jej syna nie ma już 500 dni, a ona dalej nie może zapanować nad żalem i cierpieniem. Pozostaje nadzieja, że komentarz zamieszczony w tym, czy innym blogu przez którąś z "zapłakanych mam" przeczyta ktoś, kto ma w swoim kręgu osoby pogrążone w żalu. Może nastąpi jakieś wewnętrzne przebudzenie, że nie na miejscu jest ciągłe szczebiotanie o swoich pociechach, kiedy ktoś inny cierpi. Być może akurat jakaś matka przeżywa żałobę po stracie dziecka bez względu na to, czy ono jeszcze się nie narodziło, czy przeżyło lat kilka, czy kilkanaście. Internet to potęga, ważne, aby uczynić z tego "instrument pokoju".


                                                                                                                 

15 komentarzy:

  1. Witaj Claro, trafiłam na Twoj blog jakieś 2 tygodnie temu i po przeczytaniu jednego posta dodałam tą stronę do ulubionych. Może dziwnie to zabrzmi zważywszy na temat o którym piszesz, ale niezwykle ujął mnie sposób w jaki piszesz o życiu i problemach. Mam 34 lata i nie mam dzieci, nie straciłam też żadnego, ale sama kiedyś mocno "myślałam" o samobójstwie. Teraz o tym nie myślę, ale jak każdy mam swoje demony i staram się z nimi walczyć. Mam nadzieję, że będziesz tu pisała, przede wszsytkim dla siebie... chociaż wierzę w to, ze nie tylko dla siebie, bo ludzie z problemami szukają wielu informacji czy chociażby osoby która ich cierpienie dzieli. Pozdrawiam Cię ciepło. Joanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie jest czytać Pani posty, pisze Pani w tak klarowny i czysty sposób.. Sama chciałabym posiadać taką czystość umysłu, ale na dzień dzisiejszy wiele jeszcze muszę w sobie zwalczyć, wiele zaakceptować. Wiem natomiast, że cierpienie otwiera ludziom oczy, otwiera serca. I jakkolwiek by to nie brzmiało, właśnie dzięki temu co Pani przeżyła, dzięki temu, że udziela się Pani w tej "potędze" jaką jest internet, komuś może być lżej przejść przez podobne doświadczenia.. Strata bliskiej osoby jest bardzo trudnym przeżyciem. Sama pół roku temu straciłam narzeczonego i wiem, że ta rana nigdy się nie zagoi. Pozdrawiam serdecznie. Anita.

    OdpowiedzUsuń
  3. Joanno, dziękuję za ten ciepły komentarz. Ja po śmierci swojego syna byłam w tak potwornym dole, że życie straciło dla mnie wszelki sens! Siedziałam tylko na cmentarzu, niestety nie zwracałam uwagi na moją córkę, która nie dość, że sama cierpiła po stracie brata, to jeszcze bała się o mnie. Przez to nie wróciła przez pół roku do szkoły do USA, bo nie mogła mnie samej zostaieć w domu. TO BYŁ KOSZMAR DLA NAS - NIE MOGŁYŚMY TEGO UDZWIGNĄĆ, ALE TO GŁÓWNIE JA NIE MOGŁAM! W tym czasie nie zależało mi na nikim i niczym! Nie chciałam żyć, bo moja tęsknota za synem sięgała szaleństwa, ale w końcu przyszedł jakiś moment opamiętania. Powoli zaczęłam wychodzić z tych ciemności. Chyba tylko uświadomienie sobie, że za bardzo kocham moją córkę, żeby zgotować jej taki los (kolejną traumę) spowodował, że zrzuciłam swoje demony ze skały! Joanno, nie śmiej się, ale mój staruszek tato ma takie swoje powiedzenie:"Nie można nigdy się poddawać! Trzeba walczyć do ostatniego naboju, niczym żołnierz na wojnie!". Może i MY musimy powalczyć o tę lepszą jakość naszego żywota, chociaż jest trudno. Dużo czułości ode mnie. Clara

    OdpowiedzUsuń
  4. Anito, dziewczyno o "cudnym" imieniu, tak o Tobie od kilku dni myślę. To ja przez przypadek weszłam na Twoją stronę. Byłam tak smutna, a zarazem szczęśliwa, że dane jest mi czytać Twoje listy. Dobrze wiem, że nie chciałabyś pisać listów, tylko powrotu swojego chłopaka... Jestem pełna pokory, co do ogromu Twojej miłości. Ty pokazujesz mi bezkres miłości - można kochać nadal kogoś, kto odszedł... dziękuję Ci za to. widzisz, ja też się od Ciebie uczę. Anito, nie chcę sprawić Ci bólu, tak ta rana jest jeszcze bardzo świeża i potwornie boli, ale z czasem (u każdego inaczej) ona troszkę zabliźni się. Wiesz, tak bardzo chciałabym Twojego bloga dodać do swojej listy, bo to o czym piszesz jest dla mnie kwintesencją miłości. Napisz proszę swój adres strony. Spokoju w sercu życzę, Clara

    OdpowiedzUsuń
  5. Wprawdzie odszedł i jest gdzieś daleko, ale przecież miłość nie zna odległości.. Z resztą cóż to za odległość - na wyciągnięcie serca...

    Adres mojego bloga to: http://amountofbreaths.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Claro:

    Nie jestem wcale już takim młodym człowiekiem - mam 29 lat :) .

    Podałem Pani źródła danych oficjalnych: DSM-IV oraz ICD-10 - czy sprawdziła Pani tde źródła? Powinny być dostępne w bibliotece - np. "Kryteria diagnostyczne według DSM-IV-TR" pod red. prof. Jacka Wciórki.
    DSM i ICD to oficjalne kryteria diagnostyczne, którymi się posługują psychiatrzy. To na podstawie tych kryteriów są stawiane diagnozy.

    Owszem można wierzyć, że schizofrenia jest chorobą, a nawet że jest to opętanie przez złego ducha. Wiele osób w to wierzy, ale są to mity. Coś takiego, co jest diagnozowane jako "schizofrenia" nie jest chorobą nawet wg. oficjalnej klasyfikacji.

    Owszem - zewsząd Pani słyszała że to choroba, bo ludzie powtarzają ten mit... Nawet psychiatrzy, którzy promują, żeby pacjent dostawał psychotropy.
    Wiele osób w Polsce nie jest świadomych że błędne jest nazywanie tego chorobą.

    Ale ja wytykam ludziom zawsze ten błąd, gdy po raz kolejny powtarzają mit, że to choroba...

    I nie zgadzam się z Panią co do tego, że nie jest ważne skąd się ten stan emocjonalny u syna wziął. Uważam, że to było kluczowe dla zrozumienia jego problemów.

    Proszę przypomnieć sobie scenę z noweli "Antek" Bolesława Prusa - gdzie mity doprowadziły do upieczenia żywcem Rozalki, gdy znachorka poleciła umieścić to dziecko w piecu chlebowym na 3 zdrowaśki. Potem śmierć Rozalki znachorka uzasadniła tak: "To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie w mocy boskiej".
    Podobnie psychiatria wprowadza w błąd udając, że leczy, a potem pogorszenie tłumacząc "postępującą chorobą". Wszystko zamiatane jest pod "dywan" zwany "chorobą".

    Myślę, że Pani syn miał po prostu problemy życiowe. Nie wiem jakie, bo go nie znałem. Może narkotyki, może problemy w szkole, pracy, z dziewczyną, a może był zbuntowany i pokłócony z rodziną. Ciekawi mnie jakie miał te problemy, bo to kluczowe dla zrozumienia dlaczego chciał się zabić...

    Psychiatria mąci i komplikuje te problemy, co często doprowadza do dużego pogorszenia sytuacji, bo do wyjściowych problemów dochodzi ostygmatyzowanie przez etykietkę "psychicznego" i podawanie psychotropów. Niech Pani sama spróbuje neuroleptykow, to Pani się przekona jak to jest... Neuroleptyki nic nie leczą, tylko są zaprojektowane do hamowania emocji, usypiania człowieka i nalożenia mu chemicznych kajdanów. Obniżają poziom dopaminy, która jest nazywana hormonem przyjemności. Powodują w ten sposób przytłumienie człowieka, obniżenie napędu do życia, pasji itp.

    Nie oczekuje, żeby mi Pani wierzyła na słowo - proszę te informacje sprawdzić np. wyszukując w Wikipedii informacje o medykamentach, które podawano Pani synowi. Tylko proszę w Wikipedię wpisywać nazwy ogólne, nie zaś handlowe. Np. "Zyprexa"/"Zolafren" (nazwy handlowe) to Olanzapina (nazwa ogólna), a np. "Rispolept"/"Torendo" to Risperidon. Proszę poczytać w Wikipedii jakie są typowe skutki działania medykamentów, które dostawał Pani syn.

    Mam nadzieję, że moje komentarze coś Pani dadzą. Zdaję sobie sprawę, że może być niewiarygodne dla Pani to, co ja piszę, ale zachęcam Panią do sprawdzenia tych informacji w encyklopedii. Mam nadzieję, że konfrontacja z innym poglądem będzie rozwijająca.

    Dziękuję za poważne potraktowanie i życzę wszystkiego dobrego z nadzieją, że się nie narzucam. Opcjonalnie może Pani zawsze zignorować moje komentarze, albo usunąć, bez sprawdzania danych które przekazuję.

    Pozdrawiam
    Dawid Biel

    OdpowiedzUsuń
  7. Claro,
    dziękuję Ci za zaproszenie. Gdy tylko czas mi pozwoli chętnie zostawię po sobie ślad.

    Dawidzie,
    to o czym piszesz zakrawa na jakąś spiskową teorię - <>, <> Zrzucasz winę za swoją chorobę na psychiatrów i psychiatrię. Schizofrenia nie powstaje przez lekarzy psychiatrów, którzy, jak słusznie podkreślasz przepisują leki-bo są lekarzami. Każdy lekarz psychiatra przyzna za oczywiste, że konieczna jest psychoterapia, nierzadko terapia całej rodziny przy zaburzeniach psychicznych, a środki farmakologiczne mają tylko zminimalizować pewne objawy choroby, tak by chory mógł funkcjonować. Ale każdy lek ma skutki uboczne.W literaturze naukowej jest wiele na temat środowiskowego czynnika w powstawaniu zaburzeń psychicznych-w tym schizofrenii. Są jednak przypadki chorób psychicznych, gdzie podłożem jest organika (ciało). Naprawdę nie przekonujesz mnie do tego, że zamiarem lekarzy było Cię skrzywdzić. Co nie znaczy,że nie możesz czuć się pokrzywdzony.Bardzo współczuję, że zdiagnozowano u Ciebie schizofrenię. Myślę, że trudno Ci się z tym pogodzić, z tą chorobą/zaburzeniem i że masz wiele skrytego żalu do różnych osób-niekoniecznie do psychiatrów. Ludzie boją się chorób psychicznych. Boją się osób chorujących i leczących się u psychiatry. Bo zwyczajnie boją się, że sami mogliby zachorować.
    Dawidzie, myślę, że mogła by Ci pomóc psychoterapia u dobrego terapeuty.
    Ps. Nie używam tu terminu choroby/zaburzenia, żeby Cię zirytować, ale zwyczajnie odnoszę się do definicji ze źródła, które sam podałeś - http://pl.wikipedia.org/wiki/Choroba i do aktualnej wiedzy naukowej.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Zea

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Claro!
    Już od jakiegoś czasu czytam Twoje wpisy, od dawna chciałam zabrać głos, ale jakoś nie czułam się gotowa... A właściwie to bałam się, że zrobię to w sposób chaotyczny.
    Dziś jeszcze raz przeczytałam Twojego bloga i oficjalnie stałam się jego obserwatorem.
    O schizofrenii wiedziałam do tej pory bardzo niewiele. Jako, może dzisięcioletnia dziewczynka, znałam kogoś, kto chorował na tę chorobę, to był dwudziestoparoletni brat mojej koleżanki, zmarł w wieku czterdziestu lat. Pamiętam jedno, jak zapytał mnie czy byłam już w Niebie i czy widziałam Anioły... Uciekłam wtedy.
    Więcej o tej chorobie wiem od Ciebie.
    Jak więc widzisz, nie to każe mi odpowiedzieć na Twój apel, a śmierć mojego syna, który zmarł mając 21 lat. 6 maja minie pól roku jak zniknął mi z oczu, jak odszedł tak po prostu, bez pożegnania, nie obudziwszy się ze śpiączki.
    Drugim powodem jest to, że identyfikuję się z wieloma Twoimi zachowaniami, wieloma aspektami żałoby, z którymi przyszło nam się borykać itp. Nawet to, że ja też przebywam za granicą, że nie mogłam zapalić znicza na grobie mojego synka w Wielkanoc, że szóstego maja też mnie jeszcze nie będzie, kiedy minie pół roku...
    Napiszę jeszcze...
    Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wiele ciepłych i optymistycznych słów, które choć na chwilę pogłaszczą po styranym bólem sercu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwaga, post powyżej z 30.04.2011 jest autorstwa "maprzema". Komentarz ten zamieściłam za zgodą autorki, która to dokładną treść wpisała na jednym z forum pod moim wpisem. Maprzema, dziękuję, że odwiedzasz mój blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaprasza Pani do komentowania, ale dwóch moich komentarzy Pani nie przepuściła, mimo, że nie było w nich nic co łamało by zasady kulturalnej dyskusji.

    Czy mam rozumieć, że nie publikuje Pani niewygodnych pytań do Pani?

    Poza tym chciałem się zapytać jak można uparcie powtarzać mit o "chorobie" i obarczać winą to mityczne pojęcie "choroba", skoro jak byk w oficjalnej diagnostyce psychiatrycznej nie ma już chorób. To tak, jakby Pani starała się na winą obarczyć "duchy" ignorując na siłę oczywiste przyczyny psychospołeczne, o których Pani nie chce napisać, tylko pogrąża się Pani w lamentach, które ani Pani synowi już nie pomogą, ani nie zapobiegną podobnym tragediom, które dzieją się codziennie.

    Chyba jednak już o tym nie będę pisał, bo widzę, że czasem ludzie pozostają głusi na celne porady. Być może kiedyś Pani dojrzeje do tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednym z objawów choroby- schizofrenii można określić manię wyższości. (Celowo użyłam słowa choroba...bo akurat Pan "chorobliwie" jest na to słowo uczulony). Wracając do manii wyższości...Drogi Panie, czy uważa Pan godnym dyskusji partnera, który narzuca swoje zdanie, uważa, ze jego prawda jest jedyną słuszną, atakuje rozmówce bagatelizując jego wiedzę i uczucia?? Mój nieszczęsny brat również był kilkanaście razy hospitalizowany i nadal twierdzi, ze nie on jest chory tylko lekarze i my. Z tego co wiem wyparcie tej choroby to główny problem w postępach jej leczenia...a Pan się skutecznie wypiera wypisując w kółko te same frazesy..jest Pan ukierunkowany na jeden temat i jedną, swoją "prawdę", kilkakrotne powtarzanie historii z literatury- z zawierającej zaledwie kilka stron noweli "Antek", która, umówmy się, jest fikcją literacką i nie wiele ma wspólnego z rzeczywistością...tez za Panem nie rpzemawia jako za "zdrowym"
      A ja w zamian mogę przypomnieć Panu "Treny" poety Kochanowskiego, który niewyobrażalnie ciężko znosił żałobę po swej córce Urszuli. Nie musiał on przy tym chronologicznie i w suchych faktach opowiedziec jak odeszła... Na domiar okazuję się iż ów dziewczynka faktycznie istniała..a o Antku i Jego siostrze raczej świat oprócz tej historii nie słyszał.. Drogi Panie oczywiście lekarze się mylą, możliwe, że i w Pana przypadku się pomylili..ale Tyle razy być w szpitalu psychiatrycznym w związku z "problemami"?? wie Pan ogólnie to z doświadczenia wiem, że trzeba się mocno "postarać", żeby do takiego ośrodka trafić..Może Pan nam teraz szczegółowo opisze chronologicznie swoją "nie chorobę"..co działo się takiego, co Pan robił i jak się zachowywał, że taka hospitalizacja musiała mieć miejsce (tyle razy!!!) ze szczegółowymi, wyjaśnionymi naukowo tłumaczeniami poszczególnych zachowań??
      widzi Pan..Mi tez kiedyś lekarka chore zatoki oceniła jako nerwobóle...w prawdzie jednak miałam chore zatoki, ale nie oznacza to zaraz, ze coś takiego jak nerwobóle w ogólnie nie istnieje, tylko dlatego, że ja ich nigdy nie czułam i nie miałam. W żadnym wypadku nie oznacza to, że ich nie ma i nikt nie miał!!!
      Słyszał Pan nieistniejące głosy może?? kazały Panu robić ohydne rzeczy?? Używały paskudnych słów?? Miał Pan omamy wzrokowe??
      ile schizofrenii tyle objawów, ale jak chce mi pan wytłumaczyć to, że mój brat z pełnym przekonaniem mówił, że głosy (w wyłączonych głośnikach) mu powiedziały, że chcemy go zabić i że on musi nas uprzedzić?? To nie jest choroba???to co to w takim razie jest???
      często ludzie, którzy nie są w stanie czegoś zaakceptować są za to w stanie upierac sie przy swoim i nawet twierdzić, ze białe jest czarne. Będą się oni tak długo z tym upierać, aż sami w to uwierzą..a co gorsza będą to wpajać innym..
      i Pan jest dla mnie taką osobą..
      Po za tym, z całym szacunkiem uszanuj Pan tego bloga i matkę z pękniętym sercem i idź się Pan mądrzyć gdzie indziej. Ta osoba chce nam opowiedzieć swoją historię, podzielić swoim bólem, wylać czarę goryczy i cierpienia... wypłakać się w jakiś sposób a nie toczyć słowne potyczki z Panem przemądrzalskim na tematy czy to była choroba czy nie...nie ma Pan ani trochę współczucia?? jak tabletki mogły zabijać w Panu emocje, skoro chyba i tak Pan ich nie posiada..!! Nie zrozumiał Pan celu tego bloga i uprzejmie proszę o wycofanie się ze swoimi nowinkami na fora tematyczne, gdzie ktoś chce to czytać. Syna tej Pani już nic nie przywróci..Pana "złote rady" na nic się nie zdadzą....a mimo zapewnień uważam, że usilnie za to próbuje Pan wmówić Clarze, ze to jej wina, bo zamiast porozmawiać wysłała do psychiatry. Powinniśmy ją wspierać a nie pogrążać w depresji i poczuciu winy!!!

      Anqe

      Usuń
    2. Do Anqe - Bardzo Ci dziękuję za to wsparcie w tym komentarzu. Prawdę powiedziawszy, nie mogłam poradzić sobie z mocną treścią wypowiedzi Dawida. Te komentarze były niczym kamienie rzucane we mnie. Ze dwa chyba usunęłam, bo były zbyt obraźliwe.
      Dziękuję raz jeszcze za pomoc. Sama wiesz, ile to ludzi nie ma poczucia choroby psychicznej czy innych zaburzeń w myśl zasady - wszyscy są chorzy, tlko nie ja!

      Usuń
  11. ja straciłam narzeczonego tez chorował na schizofrenie,ból jest straszny,byłam wtedy w 5 miesiącu ciąży...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak strasznie mi przykro z powodu Twojej tragedii. We mnie czasami tli się zazdrość o osoby chore na schizofrenię, a zarazem zadaję sobie jedno z wielu pytań pozostających bez odpowiedzi. Skoro mój syn już zachorował na tę chorobę, to musiała być to, aż tak ciężka postać, która doprowadziła do smutnego końca?!
      Jeśli będziesz czuła potrzebę i chciała coś przeczytać, skonfrontować, to ogromna prośba - czytaj od początku do końca. Może moje zapiski, choć na trochę przyniosą Ci ulgę. Napisz coś czasami, bo niestety, ale Ty akurat znasz ten problem.

      Usuń
  12. Nie ma u nas w kraju więźniów politycznych, a mało kto wie ,że monolog czy dialog prowadzony z samym sobą wymaga wrażliwego ucha wewnętrznego i jest to zaburzenie demonologiczne. Jakiś nośnik genetyczny bądź też niedobrane leki które są nastawione działaniem na otępienie to rodzi pewnego rodzaju autoagresję i prowadzi do samobójstw skoro nie można pogodzić się z własnym kalectwem przyjmującego,,leki''które tak naprawdę szkodzą ale cóż cierpiętnictwo jest u nas drogą moralnie słuszną i nie wolno tak naprawdę nam schizofrenikom się leczyć bo to nazywa się narkotykami - coprawda pozwala żyć w szczęściu , ale to powoduje żal społeczny, bo są w środowisku nieopodal tacy którzy będą zazdrościć...

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...