czwartek, 11 kwietnia 2013

Czy niebo nie może poczekać?


Parę miesięcy temu, dokładnie 23 listopada 2012, napisałam post pt."Z trwogą choroby dotykam", który w całości poświęciłam mojemu tacie. Pisząc go wtedy, nie spodziewałam się, że to co wedle przypuszczeń lekarzy miało nastąpić za parę miesięcy, nadejdzie tak szybko. Związany z tym splot okoliczności, wydaje mi się bardzo dziwny, ale zarazem układa się w jakąś całość. Pytanie tylko po co i dlaczego w taki właśnie sposób układają się puzzle jakiejś gry?! Przyglądam się, próbując nadać temu jakiś sens.

Moje dwa przedostatnie posty, nie licząc tego z życzeniami świątecznymi, dotyczyły tematów związanych ze ślubem mojej córki Poli. Oczywiście, okazją do zawarcia każdego związku małżeńskiego powinna być miłość i ona na szczęście istnieje pomiędzy Polą i Steve'm. Została jednak przysłonięta przez sprawy bardziej przyziemne typu wizy, kredyty bankowe dotyczące studenta obcokrajowca w Ameryce, czyli mojej córki. Początkowo ślub miał się odbyć w lipcu tego roku, ale niespodziewanie zaplanowany został na 1 lutego. Długo wahałam się, czy w ogóle pojechać, bo przez dłuższy czas Pola plątała mi myśli, że to tylko ślub cywilny. Może zapytacie czy to, co napisałam, ma jakiś związek z moim tatą? Otóż ma, bo zastanawiając się nad wyjazdem, jakoś specjalnie nie brałam pod uwagę samopoczucia taty, gdyż stan jego zdrowia nie był dobry o czym wspominałam, ale stabilny. Wszystko było pod kontrolą lekarzy, zabezpieczony był w leki. Sama chodziłam z nim do lekarzy, byłam więc spokojna, że to jeszcze nie czas, może za parę miesięcy. Nic nie wskazywało na to, że załamanie stanu zdrowia, nagłe tąpnięcie przyjdzie tak szybko, raptem około dwóch tygodni od mojego przyjazdu do Stanów. Pierwsze wyrzuty sumienia dopadły mnie, gdy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę uległam rodzicom, którzy sami namawiali mnie do wyjazdu na ślub, na zasadzie: jak to możliwe, żebyś nie była na ślubie swojego, jedynego dziecka?! To był koronny argument. Za nim przyszedł drugi: jedź spokojnie, sama widzisz, że wszystko jest w porządku, nic złego się nie dzieje. No właśnie, ale tak szybko zadziało się! Od tamtej pory, tj. od połowy lutego, tata był dwa razy w szpitalu, a obecnie przebywa w domu. Byłoby mi lżej, mając świadomość, że mój tata odchodzi, a ja jestem przy nim w tym najważniejszym dla niego momencie. Niestety, ale nie dane jest mi być przy tacie. Jest siostra, która na stałe mieszka za granicą i brat, tylko mnie przy nim nie ma! Znowu nadszedł czas pytań i jak na razie braku odpowiedzi. Dlaczego KTOŚ mówił do mnie przez usta moich rodziców i wysłał mnie prawie na koniec świata, abym tylko nie była blisko niego?! Wiem, że nikt nie ustala sobie daty ani godziny śmierci, chyba, że samobójca, ale i też nie do końca. Czy odchodzenie taty, które dzieje się teraz, nie mogło nastąpić w styczniu przed moim wyjazdem? Nie pojechałabym wówczas, byłabym przy nim, albo czy to wszystko nie mogłoby się zdarzyć we wrześniu po moim powrocie?! Proszę, nie każcie mi opisywać mojej sytuacji prawnej (prawo wizowe, imigracyjne), którą buduję od paru lat i która to nie pozwala mi teraz na powrót. Przykre jest, iż Pola też nie może przyjechać, aby pożegnać się z dziadkiem, bo składając dokumenty do Biura Imigracyjnego, nie ma prawa opuścić terytorium USA, nawet na pogrzeb członka rodziny!

Poszłam parę dni temu do parku i wróciłam z głową pełną takich myśli, że może KTOŚ tam na górze wie co robi i nie ma tutaj żadnej pomyłki. Może na ten moment chce nas obie przytrzymać, aby ochronić przed kolejną traumą?! Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem, może nie pozwalałabym tacie odejść, przedłużając tylko jego cierpienia?! Przecież miejsce dziecka jest przy odchodzącym rodzicu, a wnuczki przy dziadku! Dlaczego znowu z całej trójki rodzeństwa, ja mam najgorzej?! Dlaczego musiałam dokonać tak dramatycznego wyboru: jechać czy zostać?! Decyzja o pozostaniu nie była łatwa. Zresztą każda decyzja, którą podjęłabym w swojej sytuacji, będzie brzemienna w skutki. O tym doskonale wiedział i wie mój tata. Rozmawiałam z nim jakieś trzy tygodnie temu i to on pierwszy powiedział do mnie znamienne słowa: "Gdybym wiedział, że przyjeżdżając, uleczysz mnie i wyzdrowieję, chciałbym, żebyś przyjechała! Gdybym wiedział, że jeśli umrę, podniesiesz mnie, chciałbym, żebyś przyjechała! Ale to niemożliwe, więc nie przyjeżdżaj"! Zastanawiam się, czy mnie byłoby stać na tak WIELKI AKT MIŁOŚCI do własnego dziecka w obliczu mojego odchodzenia?! Mój kochany tata na pewno chciałby, żebym była z nim, ale też świadomy jest całej sytuacji, w której jestem. Mówił, że siostra i brat pomogą mamie w opiece nad nim. Dlaczego mnie przy nim zabrakło?! To ja powinnam pielęgnować jego i trzymać za rękę w ostatnim momencie życia! Dlaczego właśnie mnie to ominęło, czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?!

To ja zawsze miałam dobre relacje z tatą, byłam taką "córeczką tatusia od załatwiania spraw niemożliwych". Gdy jako nastolatka, nie mogłam dogadać się z mamą, co do wyjazdu na wakacje, szłam do taty prosić o wsparcie, ale tata wiedział też, że zawsze mógł liczyć na mnie. I tak było do mojego obecnego wyjazdu. Czy żegnając się z nim, zdawałam sobie sprawę, że przytulam i widzę jego po raz ostatni?! Gdy były urodziny czy imieniny taty i trzeba było pomóc przy organizowaniu uroczystości, nigdy mu nie odmówiłam. Zresztą od zawsze starałam się być blisko rodziców, zupełnie tak, jakbym nie odcięła łączącej mnie z nimi pępowiny. Ostatnie pięć miesięcy mojego pobytu w domu, to były niekończące się wizyty u lekarzy. Gdy tato próbował dziękować mi za to, że poszłam z nim do lekarza, ja oburzałam się na niego, albo też była wojna o to, że nie chce wziąć mnie ze sobą. Jak można dziękować za coś, co jest tak naturalne. Przecież on był i jest taki bezbronny, potrzebujący pomocy, a przede wszystkim jest MOIM NAJUKOCHAŃSZYM I NAJWSPANIALSZYM TATĄ NA ŚWIECIE! DLA MNIE JEST ON NAJLEPSZY, NIE MUSI BYĆ JUŻ LEPSZY!

Co mogę robić teraz? Dzwonię do domu po kilka razy dziennie i pytam mamę, jak się tata czuje. Jeśli jest na siłach, rozmawiam z nim krótko. Przed świętami wielkanocnymi było na tyle źle, że przygotowani byliśmy na najgorsze. Z trudem mówił, teraz tylko leży, nie może jeść, a tym samym słabnie. Jego objawy są książkowe, tak odchodzą pacjenci chorujący na raka, oprócz tego ma mdłości, ale jak na razie przez cały czas jest świadomy. Zastanawiałam się, jak mogę być blisko niego, mimo że tak daleko? Postanowiłam, modlić się z nim przez telefon. Odmawiamy razem krótkie modlitwy, nieważne, że każdy w swoim tempie i o różnej sile głosu. Nie zdawałam sobie sprawy, aż do teraz, jakie to szczęście móc usłyszeć przez kolejny dzień choćby ten słabiutki głos, własnego taty. Wczoraj powiedział do mnie: "Tyle lat przeżyłem na tym świecie, ale tak chciałbym jeszcze trochę pożyć", a po chwili dodał, że strasznie się męczy i nie boi się śmierci. Ponoć pacjent powinien wiedzieć w jakim jest stanie i co go czeka. Być może, ale nie każdy pacjent! Mój tato szybko załamałby się, gdyby dowiedział się wtedy, że ma przed sobą tak mało czasu. Pragnienie życia, nadzieja na wyzdrowienie, mieszają się u niego z realiami, mówił np. w czym ma być pochowany. Jakie to wszystko smutne... Czy można przygotować się emocjonalnie, psychicznie na śmierć kogoś kochanego? Wydaje mi się, że NIE!

Dopiero od paru tygodni, zaczęłam szukać informacji na temat pacjentów będących w fazie terminalnej, tak jak mój tata. Znowu gnębią mnie pytania: dlaczego tak późno wzięłam się za to? Przecież miałam informację od lekarzy, co do czasu, ale ja byłam pogrążona, jak w letargu. Nawet nie przyszło mi głowy, aby szukać takich wiadomości. Czyżbym bała się, że wyciągnę przedwcześnie jakąś złą kartę?! Niedawno weszłam na stronę: www.forum-onkologiczne.com.pl. Czytałam wypowiedzi osób, którym nie dane było, być blisko osoby, która odchodziła, bo nie zdążyły przybyć na czas, nie wiedziały jak i kiedy mają się pożegnać. Człowiek w obliczu śmierci kogoś bliskiego, pozostaje, jakby za zasłoną dymną, to jest właśnie ten szok. Czasami traci orientację, co do słuszności swoich zachowań do tego, co mu wypada, a co nie w takiej chwili. A wypada mu właściwie wszystko: być, mówić, przytulać i trzymać za rękę aż do ostatniego tchnienia...

Jakże ważne jest dla mnie to, że zdążyłam powiedzieć mojemu tacie, że bardzo go kocham. Mówiłam mu to wprawdzie wiele razy, ale bardziej przy okazji składanych życzeń, aniżeli tak spontanicznie, bez okazji. Niestety, dziś uważam, że za mało, za rzadko słyszał ode mnie te słowa, tak po prostu: TATO, KOCHAM CIĘ! Niby dawałam mu do zrozumienia, a to za sprawą moich uczynków, pięknych kart i prezentów, które dostawał ode mnie, jednak to nie to! Słowa i gesty są najważniejsze!

Panie Boże, mam pytanie: czy niebo nie może trochę poczekać na mojego tatę? Czy tak bardzo jest tam potrzebny? Panie Boże, znowu te same pytania cisną się na usta, teraz tylko scenariusz i aktorzy w głównych rolach inni?! Z moim tatą są wszyscy: mama, siostra, brat, tylko mnie i Poli przy nim nie ma! Czy to sprawiedliwe? Panie Boże, jeśli ma się stać Twoja wola, to proszę Cię, daj mi odrobinę nadziei, że mój tata nie będzie sam w godzinie śmierci.

                                                                                                                         

19 komentarzy:

  1. Claro, nie powinnas miec zadnych wyrzutow sumienia, najwazniejsze ze Twoj Tata wie jak bardzo go kochasz i ze myslami jestes tak bardzo z nim. I moze tak jak piszesz Cos wyzszego albo los chce Ciebie i Pole uchronic przed trauma. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, wydaje mi się, że człowiek nigdy nie pozbędzie się wyrzutu(ów) sumienia, który choć raz wziął go w swoje łapy! Jest jak utajony wirus w organiźmie człowieka! Poradzimy sobie z nim tylko częściowo, zaleczymy go, a on i tak przy naszej słabszej odporności w tym wypadku psychicznej, odezwie się, by nas zaatakować!

      Cieszę się, że mój Tata jest jeszcze świadomy i przyjmuje to, co do Niego mówię.

      Dzięki za dobre słowo i dla Ciebie wiosny w sercu...

      Usuń
  2. Witaj Claro. Przeczytawszy Twój post zrobiło mi się bardzo smutno. Z kilku powodów. Po pierwsze; nie wiem, co sensownego miałabym napisać, by choć w niewielkim stopniu Tobie pomóc. Czuję się...bezradna. Po drugie; dlatego, że "odżyły" wspomnienia. Kiedyś również nie było mi dane, być przy ukochanej mi osobie, kiedy ona, tego potrzebowała...Do dziś jest mi z tym źle. Nie dostałam możliwości, aby się z tą osobą pożegnać. Tyle, że wtedy każdy sądził, iż operacja się uda, nikt nie spodziewał się...najgorszego. Nikt nie brał tego pod uwagę. A ja nawet nie wiedziałam, dlaczego, ukochana mi osoba jest w szpitalu (w dodatku w innym mieście). Oszukali mnie, że trzeba zrobić szczegółowe badania... Uwierzyłam jak naiwne dziecko (którym wtedy byłam, teraz mam 20 lat). Oni już znali prawdę - tętniak mózgu... Rozumiem, że rodzina chciała mnie uchronić, nie chciała mnie martwić(w końcu byłam tylko dzieckiem), myślała, że operacja się uda i On będzie żył. Przecież w szpitalu mówili, że: "wszystko będzie dobrze"... Miałam wtedy niecałe 10 lat, ale mimo wszystko, uważałam, że powinni byli mi powiedzieć prawdę, powinni pozwolić mi samej dokonać wyboru. Czasu nie da się cofnąć. Nie na wszystko mamy wpływ. Pocieszam się tylko tym, że mój Brat (bo o Nim mowa) wiedział, że gdybym mogła to byłabym przy Nim.

    Twój Tata też o tym wie. Przecież gdybyś mogła to rzuciłabyś wszystko i byłabyś przy Nim. Jestem tego pewna. Trzymałabyś Go za rękę, rozmawiałabyś z Nim i mówiła, wspierałabyś Go...
    Tak jak wspomniała Teresa, On wie, że bardzo Go kochasz i na pewno On równie mocno kocha Ciebie. Może faktycznie Twoi Rodzice, mówiąc, abyś jechała na ślub Poli (a co za tym idzie - zostawiła Tatę) chcieli Cię uchronić przed kolejną traumą. W końcu tyle już przeżyłaś w życiu...
    Jednakże rozumiem to, że chciałabyś z Nim być. Ale uwierz, że robisz i tak bardzo dużo. Będąc daleko - jesteś blisko. Wspierasz Go, rozmawiasz z Nim. Na pewno Jemu to pomaga i cieszy, że może porozmawiać i pomodlić się z Ukochaną Córką!

    Bardzo Cię przepraszam, (kolejny raz) jak do Ciebie piszę, strasznie się rozpisuję! Wybacz mi, Claro!

    Gdybym mogła to "przesłałabym" Ci dużo siły i nadziei(o której wspomniałaś na końcu postu). A tak to przesyłam dużo ciepła!

    Victoria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victoria, muszę Ci to powiedzieć, że zdumiewa mnie Twoja mądrość i wrażliwość w postrzeganiu świata.
      Jesteś Wspaniałą Dziewczyną!

      Mnie też jest bardzo przykro z powodu tej tragedii z Twoim Bratem, ale przyszło mi na myśl, że może warto powrócić i wyjaśnić niektóre sprawy sprzed lat. Ktoś zaneguje i powie, po co! To przeszłość, która nie wróci! Wiadomo, że przeszłości nie da się zmienić, ale można wiele spraw na spokojnie, bo przecież w gruncie rzeczy chodzi o Twój spokój ducha, wyjaśnić. Rodzice chcieli Cię ochronić, ale jak widać nie udało się Im. Może warto posłuchać też Ich wyjaśnień.

      Tak ważne jest dla mnie to, że dzwonię i słyszę głos mojego Taty. On czuje, że jest mi tak bliski...

      Usuń
    2. Victorio, i ja Teresa czuje sie jakby napisac do Ciebie, bylas dzieckiem i przezylas tak wielki dramat, stracilas ukochanego Brata, bardzo, bardzo Ci wspolczuje i Twojej Mamie, calej Rodzinie.
      Czasu cofnac nie mozna, Rodzice chcieli jak najlepiej, poza tym byla operacja. A smutek i cierpienie i tak bedzie.

      Usuń
  3. Claro i Tereso, dziękuję za wsparcie!
    Pozwólcie, że odniosę się po kolei do Waszych komentarzy.


    Claro, dziękuję za te miłe słowa. Nie wiem tylko czym sobie na nie zasłużyłam.:)
    Tak, masz rację, Rodzice chcieli mnie chronić. Rozmawiałam o tym z Mamą. Cieszy mnie to, że mój Brat nie był wtedy sam. Wspominałaś w swoim poście o tym, że chciałabyś, żeby Twój Tata nie był sam w godzinie śmierci... Na pewno nie będzie sam!
    Nie wiem czy w ogóle powinnam poruszać ten temat, nie chcę być niedelikatna... Nie chcę Ci sprawić przykrości żadnym słowem, które teraz "tworzę". Jeśli tak się stało, to bardzo przepraszam! Chciałam powiedzieć tylko tyle, że rozumiem jak ważna jest świadomość, iż osoba, która choruje i odchodzi...nie jest sama. Muszę się wytłumaczyć również z tego, dlaczego o tym wszystkim pisałam (o moim Bracie). Otóż, nie dlatego, że chciałam się nad sobą użalać - oczywiście, nikt mi tego nie zarzucił. Po prostu, często jest tak, że kiedy mamy świadomość, że ktoś Nas rozumie...I tak po ludzku współczuje, bo wie, co to strata bliskiej osoby...czasami to pomaga. Zrozumienie. Właściwie wtedy niepotrzebne są żadne słowa, o które czasem tak ciężko. Wystarczy powiedzieć: "rozumiem, wiem jak musi być Ci ciężko." Jednak na razie powinnaś skupić się na tym, by cały czas wspierać Tatę i pomagać Jemu, tyle na ile to możliwe. Wiem, że to cały czas czynisz!
    Tak! On zapewne czuje, że jest Ci bliski i, że zawsze tak było!


    Tereso, nie miałam okazji (do tej pory) napisać do Ciebie. Choć nie ukrywam, iż czytałam komentarze adresowane do Clary(widziałam jak często się udzielasz na Jej blogu). Wynikało z nich, że także spotkało Cię dużo złego w życiu. Też strasznie Ci współczuję... Gdybym mogła w jakiś sposób pomóc... Bardzo bym chciała, tylko nie wiem jak. Mogę do Ciebie napisać i wesprzeć Cię chociażby słowem. Masz całkowitą rację, pisząc: "smutek i cierpienie i tak będzie." Oczywiście, że tak. Nic nie jest w stanie zapełnić pustki, po stracie bliskich osób. Naturalnie, "nosimy" Ich w sercu i na zawsze tam pozostaną. Jednak zawsze takie tragedie pozostawiają trwałe rany/blizny na całe życie.
    Pisałaś, że współczujesz mojej Mamie (całej Rodzinie, lecz ją wyszczególniłaś). Dokładnie wiem, co masz na myśli. Nie ma nic straszniejszego dla Matki jak strata Dziecka. Ukochanego Dziecka, które w czasie ciąży nosiła pod sercem, o które dbała, troszczyła się, kochała bezgranicznie...
    Podziwiam moją Mamę. Bardzo ją kocham! Jest cudowną osobą. Podziwiam ją dlatego, że straciła dwóch Ukochanych Synów...a jednak potrafi skądś jeszcze czerpać siły, aby zajmować się wszystkim, żeby po prostu...żyć. Jasne, widzę, że nie jest szczęśliwa, widzę, że cierpi. Płaczę jak nikt nie widzi...(mam tak samo, bo nie chcę nikogo martwić). Jest taka dobra i kochana. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej Matki. Zawsze na samym początku myśli o innych, a dopiero na końcu o sobie. Wiem, że nie zdołam się odwdzięczyć za Jej dobroć, Ona nawet nie będzie oto prosiła. Przecież kocha mnie bezgranicznie, czego bym nie zrobiła, będzie mnie kochać. Tak czuję.


    Wy też, Claro, Tereso - jesteście wspaniałymi, dobrymi osobami. Cieszę się, że natrafiłam na Twój blog Claro. Mogłam "poznać" Was. Podzielić się swoimi przeżyciami i "posłuchać" tego, co Wy macie mi do powiedzenia. Bardzo Wam dziękuję!

    Dużo siły i spokoju Wam życzę!

    PS. Chyba nie umiem pisać "krótko i na temat", co znowu pokazuję tym komentarzem. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że musicie tyle czytać. Wybaczcie!

    Victoria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victorio, piszesz tak pięknie o swojej Mamie. jest w Tobie tyle uczucia w stosunku do Niej. Mam tylko nadzieję, że mówisz jej o tym, bo ja mwiłam mojemu Tacie za rzadko! On wie, ale mogłam częściej podejśc do Niego i powiedzieć Mu, a teraz On już gaśnie...

      Masz rację, pisząc o tym zrozumieniu. Łagodniej znosimy wtedy nie tylko tragedie, ale i małe problemy.

      Tak, masz rację, pisząc o Teresie :) Czuwa na swój sposób nad tym blogiem i zawsze spieszy z dobrym słowem.

      A czym zasłużyłaś sobie na tak miłe słowa skierowane do Ciebie? Tym, że jesteś autentyczna w swoich uczuciach, wrażliwa i mądra!
      Pisz zawsze, nawet elaboraty, jeśli masz ochotę!

      Trzymaj się wiosennie...

      Usuń
    2. Victorio, Ty masz w sobie tyle dobroci, dziekuje Ci za wszystko co napisalas, czytalam z zapartym tchem, jestes mi bliska, Twoja Mama jest mi bliska. Jak sie wie ze sa tacy ludzie jak Ty juz jest lepiej, wiec juz pomoglas. Twoja Mama ma Ciebie i to jest wspaniale, bo Ty jestes bardzo specjalna.
      Teresa

      Usuń
    3. Claro, owszem mówię Jej o tym. Choć też mam wrażenie, że za rzadko...
      Tak Twój Tata na pewno to wie! Jeszcze możesz Jemu powiedzieć to, co "podpowiada" Ci serce. Tylko przez telefon, ale myślę, iż nawet to Go mocno ucieszy, ponieważ owe słowa wypowie Jego ukochana Córka!

      PS. Dziś CHYBA elaboratu nie będzie;).

      Jeszcze parę słów do Teresy. Dziękuję za te piękne słowa! Również jesteś mi bliska (Clara także). Czuję jak gdybyśmy się już długo znały! Powtarzam się, ale naprawdę się cieszę, że Was "poznałam" i mogę się tutaj "wypowiadać".

      Pozdrawiam serdecznie!
      Victoria.

      Usuń
  4. Z MIŁOSCI OJCOWSKIEJ ZRODZENI.

    Dałeś mi życie, Ojcze Mój
    Okryłeś płaszczem miłości troskliwej
    Przed światem - nauczałeś mnie żyć.
    I za rękę prowadziłeś - Tato Mój

    Dziś ja poprowadzić Ciebie chcę.
    Modlitwa drogę wyznacza nam.
    Uśmierzy Twój ból - Nowe życie w Wieczności
    Dla Ciebie wyjednać chcę.

    Niebo czas zatrzyma jeszcze nam.
    Dla tych ostatnich najpiękniejszych chwil.
    Na ramieniu moim mocno wesprzyj się.
    Do Bram Niebiańskich,
    Odprowadzić Ciebie chcę.

    I nie śpiesz się, Tato Mój
    Uśmiech chcę jeszcze Twój zobaczyć
    I mocno do serca przytulić chcę
    By podziękować, za tak wspaniały
    Twój trud Ojcowski.


    Kiedyś, spotkamy się jeszcze raz.
    Po niebiańskich obłokach
    Oprowadzać będziesz mnie.
    Moim Aniołem Stróżem zostaniesz znów.
    Najukochańszy Tato Mój

    A więc - nie śpiesz się tak
    Odpocznij jeszcze ...chwilkę.





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jerzy.b - Czy ktoś oprócz Ciebie, napisał jeszcze piękniejszy wiersz o miłości dziecka do odchodzacego Ojca?!

      TEN WIERSZ JEST NAJPIĘKNIEJSZY NA ŚWIECIE! JEST W NIM PRAWDA O MOIM TACIE I O MNIE!

      Czytam i płaczę...dziękuję

      Usuń
  5. Dla Twojego Taty, Claro

    W Intencji Wyzdrowienia i Pogłębienia Wiary
    odbądzie się Msza św.
    Niedziela 21 Kwietnia 2013 r. o godz. 8 rano
    Celebrowana przez Ks. Kazimierza
    W Kościele Parafialnym w Neustadtl a. Donau




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jerzy.b - nie znajduję słów, aby wyrazić Tobie, moją wdzięczność za tę Mszę św. Przykro mi to pisać, ale bardziej modlę się o uśmierzenie bólu i o nowe życie w wieczności niż wyzdrowienie dla Niego, tak jak napisałeś w swoim wierszu. Mój Tata jest już w fazie terminalnej od której niestety nie ma już odwrotu, ale podobno dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych i Tata poczeka na mnie...

      Czytam Twój wiersz i jest w nim wszystko: modlitwa, nadzieja, podziękowanie, wiara i prośba, a przede wszystkim MIŁOŚĆ.

      DZIĘKUJĘ.

      Usuń
  6. Mąż, Syn, być może Ojciec...

    nie wiążesz tych faktów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda jest taka, ze zdrętwiałam z przerażenia, ze jest jeszcze ktoś oprócz mnie w tym wypadku Ty, kto myśli tak samo, czyli jak?! MOŻE JA NIE JESTEM GODNA, ABY BYĆ PRZY UMIERAJACYM TACIE, A WCZEŚNIEJ MĘZU I SYNU?! CO JEST ZE MNA NIE TAK, ŻE NIE JEST MI DANE BYĆ Z NIMI W NAJTRUDNIEJSZYM MOMENCIE ICH ŻYCIA! W CZYM ZAWINIŁAM? To pytania, które mnie ostatnio nie opuszczają, wręcz gnębią! Spróbuję napisać o tym post. Czuję się potępiona przez ludzi, których uważałm za bliskich, czy przyjaznych mi! Dlaczego? Bo już wydali na mnie wyrok, nie znając powodów! Jak to możliwe? OJCIEC UMIERA, A JEJ NIE MA!

      Usuń
  7. ...ze specjalną dedykacją ...dla ciebie, Anonimowy
    z dn.19 kwietnia 2013 12:45



    Dziś smutek gości w sercu moim.
    Nie ma już Ciebie - słowo pozostało
    Bezdomne, zagubione i miłości w nim brak.

    ... jedno małe słowo, gdy miłości w nim brak
    Jak sztylet, swoim ostrzem
    W serce zanurza się ...marzenia bezlitośnie
    W śmiertelne rany odmienia
    ...a milczenie, dalsze dokonuje spustoszenie

    Jedno małe słowo, gdy miłości w nim brak.
    A Bóg jest przy słowie tym ...i łzawią oczy Mu
    I czeka, aż zjawisz się ...przed obliczem Jego.

    jedno małe słowo ...



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to jedno małe słowo, to za mało! Muszę powiedzieć całe zdanie: KOCHAM CIĘ TATO I JUŻ TĘSKNIĘ...
      To prawda, słowo bez uczucia nie istnieje, jest tylko pustym słowem!

      Jutro Msza św. za mojego Tatę - pamiętam i jeszcze raz dziękuję za...jak to okreslić, DOBRY UCZYNEK!

      Usuń
  8. Napisałam maila. Wcześniej odpowiedź tutaj, ale nie widzę jej. Proszę przeczytaj maila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, już przeczytałam Twojego maila i dałam odpowiedź. Wszystko w porządku z mojej strony.
      Zajrzyj, proszę, za parę dni, spróbuję napisać post, który po trosze będzie odpowiedzią na Twój wpis.

      Pozdrawiam Cie serdecznie.

      Usuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...