poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Od dziś już wiem


Z przerażeniem spojrzałam na datę mojego ostatniego posta, tak dawno nie pisałam. Czas biegnie, jak oszalały, a ja ciągle pytam Polę, ile zostało nam tego wspólnego czasu. Ona wyjeżdża 11 września i nie wiadomo czy przyleci na Święta Bożego Narodzenia, czy też dopiero na przyszłe wakacje. Tak, jak nie można wyspać się na zapas, tak nie można "nabyć się" z drugim człowiekiem.

A ja, od dziś już wiem, dlaczego - dlaczego co? Poprawnie, to zdanie powinno brzmieć: od dziś już wiem, dlaczego mogę przeżyć każdy, kolejny dzień. Nie mówię o jakości dni, bo są one przeraźliwie beznadziejne, ale o tym, że muszę JAKOŚ egzystować. Jeśli miałabym namalować pejzaż, to byłby on w szarościach i różnych odcieniach czerni. Na dziś nie jestem w stanie wziąć do ręki jakiegoś rozbielonego błękitu, tylko ciemny granat, a moje niebo, tylko czasami bywa błękitne...

Od jakiegoś czasu udaje mi się przeżyć kolejny dzień, ponieważ staram się nie myśleć codziennie o Filipie. Wiem o tym, że już go nie ma i nigdy nie będzie i od tego myślenia, idzie czasami zwariować! Nie mogę zbyt często roztrząsać tego, co wydarzyło się w związku z jego śmiercią, samego pogrzebu, bo nie mogłabym egzystować, nie miałabym siły wstać z łóżka, to byłoby ponad moje siły. Wiem, co działo się ze mną w parę miesięcy po jego odejściu, byłam psychicznym wrakiem człowieka. Spadałam głową prosto w przepaść, gdzie na jej dnie czaiła się już tylko rozpacz... Wiedziałam, że nie mogę dać się wciągnąć w te wiry, bo przepadnę, przestanę istnieć, choćby, jako matka dla swojego jedynego dziecka, Poli. Dzisiaj również nie jestem w stanie zbyt często oglądać zdjęć, czy to z ceremonii pogrzebowej, czy z naszego wspólnego życia. Ta świadomość, że one są na dnie szuflady, to dla mnie najważniejsze! Parę razy obserwowałam siebie, co dzieje się, gdy wręcz chłonęłam treść tych fotografii. Dziesiątki zużytych chusteczek i ja patrząca przez kilkanaście minut na każdą z nich, tak jakbym chciała nauczyć się tych treści na pamięć. I kolejny raz niedowierzanie, przecież to nie może być prawda! Jak to możliwe, że on odszedł?! Podobne emocje targają mną, gdy wchodzę na bloga "Nieobliczalnej" i patrzę na fotografię jej 11 letniego syna Igora, którego nie ma wśród nas. Znowu kołacze się, że to nie może być prawda, przecież jeszcze parę tygodni temu pozował do tego zdjęcia, roześmiany...

Kiedy zbyt często jestem blisko Filipa, to znaczy, dotykam jego ubrań, oglądam fotografie, czytam notatki, widzę jakieś gadżety, wówczas po takim "spotkaniu" jestem ciężko chora. Czuję, jak ból rozsadza mi głowę, boli mnie każdy centymetr ciała, a ja niestety, nie zawsze mogę płakać. Raz jestem rozedrgana emocjonalnie i płaczę, a innym razem czuję się, jak sopel lodu, zamrożona od środka. Po tak smutnej sesji, przejście do rzeczywistości nie jest łatwe. Czuję się rozwalona psychicznie, zupełnie tak, jakbym po ciężkiej chorobie wróciła do świata żywych. Takie otworzenie drzwi do pokoju z rzeczami Filipa, powoduje we mnie rozstrój psychofizyczny. Wiem też, że przebywanie w świecie smutku za długo, bywa złowrogie i niszczące, zbyt szybko można poczuć się swojsko w tych specyficznych klimatach na granicy życia i śmierci, a wtedy to pierwszy krok do depresji. Podobnie było, gdy przez długie miesiące prawie że nie wychodziłam z cmentarza i traktowałam to, jako stan całkowicie normalny, bo przecież musiałam codziennie pojechać do mojego syna, tak jak jeździłam do niego do szpitala, odwiedzić go. Nagle ten cmentarz stał się miejscem bardzo bliskim i tak dobrze znanym.

Moje wewnętrzne dziecko czasami podszeptuje mi, że jeśli sama nie zatroszczę się o siebie, nikt tego za mnie nie zrobi. Problem polega na tym, że dobrze o tym wiem, ale nie zawsze się stosuję. To są te dobre podszepty Anioła, zatroszcz się o siebie, ale w sukurs za tym idą smutne myśli, że za rzadko jestem blisko Filipa, że jestem egoistyczna... Wiem, że na ten moment jest to "chore myślenie", ale ono jest częścią mnie, nie mogę i nie potrafię na razie wyrzec się jego...

                                                                                                          

20 komentarzy:

  1. Czy czytałaś Klaro Anthony'ego de Mello?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wiem. To cholernie trudne. Zmusić się do życia...

    Pamiętaj jednak. Nie robisz tego pomimo. Robisz to właśnie dla niego. On żyje w tobie.
    Pozwól mu na to życie...


    Otulam rozbielonym błękitem poranka:****

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Anonimowy: Witaj, tak czytałam "Przebudzenie" Anthony de Mello bardzo dawno temu. Pamiętam, że była to droga przez mękę, ale chyba powinnam siegnąć po niego raz jeszcze - dziękuję! Od lat zaczytuję się w Paulo Coelho.
    "Cóż jest warte szukanie Boga w miejscach świętych, jeśli zgubiłeś Go w swoim sercu?" - Anthony de Mello

    OdpowiedzUsuń
  4. Do anioła kulawego: Dziekuję, że mnie rozumisz choć trochę. Dziękuję, że przypominasz mi aniele o prawdach tak oczywistych. Dziękuję, że...otulasz mnie tym rozbielonym błękitem poranka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Claro, nawet nie wiem co dzisiaj napisac,zeby banalnie nie zabrzmialo....tak mi przykro...bede pamietac w swojej modlitwie o Filipie,ale i o Tobie przede wszystkim
    zycze Ci duzo spokoju,sil,usmiechu,pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Emocjo, najważaniejsze, że jesteś i czasami pomyślisz o Filipie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Claro, proszę odpisz mi. Podejrzewam, że też mam schizofrenię. Od 3 lat nie odczuwam emocji, a od 2 czuję praktycznie dzień w dzień tylko cierpienie. Ledwo egzystuje. Wszystko mi ciężko i ciągle czuję pustkę emocjonalną, bardzo zmieniła mi się osobowość - stałam się chłodna, bez uczuć. Ale nigdy nie miałam żadnych urojeń, głosów ani innych objawów wytwórczych. Więc nie wiem czy to może być schizofrenia. Cierpię przeraźliwie. Czy Filip miał jakieś objawy wytwórcze? Błagam, odpisz.Ja też ciągle myślę o samobójstwie już od 2 lat, leki antydepresyjne nie pomagają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Claro, proszę, błagam, odpisz mi. Czy Twój Syn miał objawy wytwórcze? Ja nigdy nie miałam żadnych, ale podejrzewam, że mam schizofrenię. Bo nie wierzę, że to depresja, która trwa 3 lata bez dnia przerwy, wypróbowałam z 20 leków anydepr., poza tym w żadnej depresji nie wyst. kompletny brak uczuć.Ale nie miałam nigdy obj. wytwórczych (urojeń, głosów itd. A czy Filip miał? Czy też miał tylko obajwy neghatywne? Błagam, odpisz, to dla mnie bardzo ważne."Zocha"

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Claro
    Niestety tęsknota za dzieckiem potrafi zabić.Znam takie przypadki,że matki odeszły w krótkim czasie po swoim dziecku.
    Uważam jednak ,że my matki powinniśmy starać się ze wszystkich sił przeżyć.Bo któż inny z taka miłością będzie opowiadał o naszych dzieciach.
    Choćby nie wiem ile czasu jeszcze minęło to do puki żyję, to mój syn Grześ jest wciąż obecny w naszej rodzinie. To ja dbam o jego pamięć.To ja systematycznie zapalam znicz....,to ja opowiadam moim wnukom o ich wujku Grzesiu.
    Myślę, że jedynie serce matki jest zdolne żyć po to ,żeby pamiętać.
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  10. Do Anonimowy (Zocha), przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale miałam problemy z internetem (brak łącza). Zosiu, ja nie jestem lekarzem, ale wiele czytałam na temat samej depresji, że w tej chorobie też wystepuje spłycenie uczuć, chłód emocjonalny etc. Jeśli chodzi o mojego syna, niestety, on miał objawy wytwórcze pozytywne. Schizofrenia może rozpocząć się nagle np. jakimś epizodem, chory znajduje sie wtedy w psychozie lub choroba może rozwijać sie powoli, podstępnie. Filip, już od dziecka był bardzo skryty, jeśli chodzi o emocje. Jego była dziewczyna po jego śmierci, powiedziała mi kiedyś, że Filip miał wrażenie, że coś złego z nim sie dzieje. Miał jej powiedzieć, że odnosi takie wrażenie, jakby coś działo się z jego głową, emocjami. Za tym poszedł pierwszy epizod - Filip pociął się żyletkami(nagle). Później cierpiał na urojrnia prześladowcze. Twierdził, że jest obserwowany przez kamery, że ktoś chce zrobić mu krzywdę, że czuje się tak, jakby występował w dawnym programie "Big Brother" - 24 godziny pod obstrzałem kamer, miał potworne uczucie lęku. Niestety, jego choroba szła w kierunku autoagresji.
    Zosiu, zawsze możesz zmienić lekarza, jeśli uważasz, że postawiono u Ciebie błędna diagnozę! Ale tylko lekarz lub lekarze mogą Ciebie zdiagnozować, nie Ty sama! Idź i powiedz nowemu lekarzowi oraz temu u którego leczysz się, że MASZ PRAWO POWIEDZIEĆ O SWOICH OBAWACH I LĘKACH. Nie czekaj, ale i nie dręcz się dziewczyno! Wiem, jak łatwo jest dopasować do siebie różne objawy choroby. Przytulam Cię czule...

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Teniu, pięknie napisałaś, że tylko serce matki zdolne jest żyć po to, aby pamiętać. Ja zauważyłam, że osoby z mojego środowiska, rodziny unikają rozmów o Filipie chyba dlatego, żeby nie sprawić mi przykrości, bo syn popełnił samobójstwo. Może gdyby to był inny rodzaj śmierci, to byłoby łatwiej, nie wiem. Wiem jedno, że Filip popełnił samobójstwo, gdyż był ciężko chory i właśnie w tej chorobie zdarzają się akty samobójstwa. Może i ja dojrzeję, aby sama częściej podejmować tematy z życia mojego syna. Pozdrawiam Cię Teniu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Claro, dziękuję...ja teraz przebywam w szpitalu, wstyd powiedzieć,ale w dziesiątym w ciągu 3 lat...tak jak Wy z Filipem, ja też wszsystkimi siłami usiłuję wygrać z tą chorobą i nie mogę. Byłam u najlepszych profesorów :( Powiem Ci, że też nieraz mam mysli samobójcze, przez 1,5 roku miałam je dzień w dzien, po wiele razy dziennie...nie odczuwam emocji, więc nawet nie było mi jakoś żal moich rodziców...nie pamiętam już jak to jest czuć troskę o kogoś. Dopiero Twój blog uświadomił mi co by przeżywali moi rodzice. Kiedyś spytałam moich rodziców wprost i powiedzieli, że by się nie otrząsnęli z tego do końca życia, że zawsze to by w nich było...poza tym jestem wierząca i wierzę, że nie wolno się zabijać, ale cóż, jak się bardzo cierpi, to myśli takie same przychodzą...będę czytać Twojego bloga, pisz jak najwięcej, bo myślę, że takie "wyrzucenie z siebie" i podzielenie się swoim bólem na pewno pomaga. A jednocześnie swoim blogiem pomagasz innym walczącym z chorobami psychicznymi- pokazujesz, ze nie są sami z tym strasznym problemem...tak, bo chyba mało jest tak strasznych chorób jak choroby psychiczne. Zocha

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Zosiu, to wcale nie wstyd, że na dziś przebywasz w szpitalu! Według mnie, świadczy to tylko o samoświadomości i poczuciu swojej choroby. Wiesz, ile ludzi przez długie lata nie ma poczucia choroby?! Musiały minąć dwa, jeśli nie trzy długie lata, aby Filip pogodził się z tym, iż coś się z nim dzieje. To on nie potrafił się z tym wszystkim na początku rozeznać, nie wiedział nic na temat samej choroby, ja zresztą też nie. Filip przebywał czasami po 2 m-ce w szpitalach, a ostatni jego pobyt trwał około 4 m-cy. Zosiu, Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaką ważną rzecz napisałaś w tym ostatnim komentarzu: że nie odczuwasz emocji i w związku z tym nawet nie byłoby Ci żal Twoich rodziców. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne! Pozwoliło mi to spojrzeć innymi oczami na zachowanie Filipa. Potrafił mnie przytulić, by po chwili przejść obojętnie, bez cienia emocji wobec mnie, gdy poślizgnęłam się na pieskowym chrupku i zwichnęłam sobie nogę. Mnie leciały łzy jak grochy, a on pozostał niewzruszony. Jakże trudno w takich sytuacjach dopuścić do głosu chorobę - wtedy te łzy mniej pieką. TO NIE ON - TO CHOROBA POZBAWIŁA GO TYCH UCZUĆ! Ja mam tylko nadzieję, że tym swoim pisaniem przymnażam siły osobom, którym czasami jest ciężko. Pozdrawiam Cię i myślę o Tobie odkąd pojawiłaś się tutaj :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wypisali mnie ze szpitala...czuję się tak samo okropnie jak przed szpitalem, uczuć nadal nie czuję, a oni stwierdzili, że mi nie wierzą. Że gdybym naprawdę nie odczuwała uczuć, to by oznaczało schizofrenię, ale oni uważają ŻE MI TO SIĘ WYDAJE, BO PO MNIE NIE WIDAĆ BRAKU UCZUĆ. Niestety z podobnym podejściem spotykałam się u większości lekarzy..a ja naprawdę nic nie czuję prawie...może mam "intelektualnie" jakieś odczucia, ale ich nie odczuwam w sercu...na dodatek napisali mi diagnozę choroba afektywna dwubiegunowa....taką samą diagnozę pisali 90% ludzi, bez względu na objawy...nie wiem czy mają więcej płacone za chad czy co...jako żywo nie miałam nigdy stanów euforii (Jezu, ja bym chciała mieć, ja czuję tylko potworne cieprienie godzina po godzinie)...więc ogólnie jestem raczej załamana...gdyby nie to poczucie straszliwego cierpienia, to dałabym sobie radę, ale tak? Dziś ze 20 razy myślałam o samobójstwie i tak jest w zasadzie dzień w dzień od 1,5 roku. Jestem prawie pewna, że to schizofrenia prosta, jednakże moi rodzice nie chcą o tym słyszeć, wyśmiewają mnie...muszę sobie sama dać radę, musze pracować, a przez to potworne cierpienie nie mogę myśleć...CLaro jeśli chcesz, to napisz mi swojego maila i gg.Teraz nawet wieczorfem poczułam się lepiej...te godziny, gdy czuję się lepiej (ale nadal nie normalnie) są rzadkie i krótkie...generalnie wieczorem czuję się lepiej, ale nie zawsze...Zocha

    OdpowiedzUsuń
  15. Claro, a na portalu schizofrenia evot jest pewna mama, której syn był chory na schizofrenię prostą i popełnił samobójstwo...może by Wam dobrze zrobiło gdybyście się poznały...Zocha

    OdpowiedzUsuń
  16. Zosiu, może porozmawiaj z rodzicami, podsuń Im jakieś broszury lub znajdź matriały w necie - niech poczytają o tej chorobie i samej depresji. Otwarcie powiedz,że oczekujesz od Nich pomocy, że sobie nie radzisz! To nic złego, że prosisz Ich o pomoc, w końcu to są Twoi rodzice.
    Ja jestem w kontakcie z jedną z mam na tym portalu o którym wspominasz. Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
  17. Zosiu, zastanawiałaś się co takiego musiałoby się stać, żebyś przestała cierpieć? co/kto musiałoby się zmienić w Twym życiu, byś mogła czuć radość, zadowolenie, komfort?
    i myślę sobie, że Ty czujesz. czujesz i dobrze wiesz jakie są to uczucia. i być może są one tak silne i tak nie do zniesienia dla Ciebie, że blokujesz je, tłumisz gdzieś, boisz się dopuścić je do głosu z lęku przed tym, co mogłoby się wtedy wydarzyć. może takie zamrożenie ich jest konieczne, by przeżyć, by nie zwariować.
    jesteś bardzo świadomą kobietą. wrażliwą. czasem trzeba coś zburzyć, odciąć by mogło powstać coś nowego. dużo zależy od Ciebie.
    pozdrawiam serdecznie,
    zea

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam Cię Claro i wszystkich piszących na tym blogu. Claro, Twoje zwierzenia i wypowiedzi są pełne miłości do Twojego syna a nam czytającym bardzo pomocne w walce z naszymi słabościami i chorobą najbliższych. Od dawna czytam tego bloga i całą osobą jestem z Wami, z tymi którzy cierpią i z Tobą Claro. Moja sytuacja jest podobna, też mam syna chorującego na schizofrenię. Od 10 lat walczymy z nią z różnym skutkiem. Raz jest lepiej innym razem gorze ale najgorsza jest myśl co będzie kiedy zabraknie nas, rodziców, jak nasz syn będzie funkcjonował? Jest dużo organizacji, które mają w swoich statutach wpisy o pomocy dla tego typu chorych ale z doświadczenia wiem, że prawie wszystko to dobrze brzmi na papierze, gorzej z praktyką. Napotykam co i raz w internecie informacje (na temat tej pomocy) mocno zdezaktualizowane. Cały czas zastanawiam się co i jak mogę zrobić dla mojego syna aby móc kiedyś spokojnie odejść, ale wciąż natrafiam na ścianę nie do przebicia. Moja bezsilność zaczyna stawać się obsesją. Dzisiaj wrócił problem kontynuowania studiów. Syn jest po drugom roku z niezaliczonymi dwoma egzaminami. Zwykle stres i nadmierny wysiłek powoduje zaostrzenie objawów choroby i konieczność zwiększonej dawki leków, co z kolei powoduje zmniejszenie percepcji i koło się zamyka. Syn jest bardzo wyczulony na temat swojej choroby i konieczność "spowiedzi" przed egzaminującym stanowi dla niego trudność. Ma świadomość tego, że jako społeczeństwo jesteśmy bardzo nietolerancyjni dla osób z chorobami psychicznymi. Szczególnie mieszkańcy małych miejscowości (takiej w jakiej my mieszkamy ) nie są obeznani ze specyfiką tej choroby.
    Pozwoliłam sobie na ten wpis zachęcona Twoim Claro zaproszeniem. Chciałabym jeszcze dużo napisać aby się trochę wyżalić na los, może byłoby mi łatwiej ale łzy zalewają mi oczy i trudno jest pisać...

    OdpowiedzUsuń
  19. Do Anonimowy z 15.09. - Dziękuję Ci, że przyjęłaś moje zaproszenie i napisałaś o swoim problemie. Mam nadzieję, że zorientowałaś się, iż ja podobnie jak Ty przechodziłam piekło na ziemii z nauczycielami, wykładowcami akademickimi(niestety, sama chodziłam do profesorów i tłumaczyłam problem), lekarz chirurg, kazał zapytać syna, dlaczego tak się pociął, bo on musiał udzielać mu w nocy pomocy! O, ironio, nie wiedziałam w tym momencie, kto jest bardziej chory?! Zaglądaj do mnie czasem i pisz, jeśli tylko masz ochotę

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...