niedziela, 20 lutego 2011

Głos wołającego na pustyni


Dziś emocjonalnie mam ciężki dzień, ponieważ targają mną różne myśli, co do dalszego pisania tego bloga. Po co komu to moje pisanie, kogo mogą obchodzić przemyślenia cierpiącej matki, której nieszczęściem było i jest, że syn zachorował na schizofrenię?! Mało dramatów w życiu? Ludzie nastawieni są na czerpanie radości w każdej dziedzinie życia, a nie wczytywanie się w jakieś epistoły rozżalonej matki.

Tak dziś jestem zła na ludzi i szeroko pojętą materię tego świata! Przyznaję sobie prawo, aby dziś trochę się powściekać. Niestety, to moje zachowanie wynika raczej z bezsilności w stosunku do wielu spraw i sytuacji. Ale po kolei...z jednej strony bardzo chcę pisać na ten właśnie temat, który czuję każdym skrawkiem mojego serca i duszy, a z drugiej strony POTWORNIE SIĘ BOJĘ, żeby nie narobić sobie kłopotów, bo przecież znajomi nie znają całej prawdy o Filipie, jakim był chłopakiem. Może lepiej byłoby zostawić to wszystko, tak jak do tej pory?

W środowisku, w którym żyję nie wypada mieć kłopotów z dziećmi, mężem o dalszej rodzinie nie wspomnę. W złym tonie jest mieć jakiekolwiek kłopoty, a jeśli już to one nie mają prawa wyjść poza ściany domu. Nawet pies powinien pasować do całości. Dzieci zawsze świetnie się uczą, studiują najlepiej dwa fakultety i oczywiście na najlepszych uczelniach, a dalej to już świetlana przyszłość latorośli. Mowy nie ma, aby były uwikłane w jakieś problemy, uzależnienia narkotykowo - alkoholowe! O tym po prostu się nie mówi. Moje środowisko czyta i słyszy o takich zjawiskach tylko w mediach. Nie ma nic złego w tym, że rodzice troszczą się, aby ich pociechy zaznały "Ziemskiego Raju". Jeśli trafi się jakiś problem natury wychowawczej czy zdrowotnej u znajomych to wszystko odpowiednio komentowane jest przez markową pocztę pantoflową w trybie natychmiastowym. Budzi się we mnie refleksja: czy ironizuję z takich właśnie postaw, czy aby po trosze nie zazdroszczę, bo mnie akurat nie wyszło? Być może...

Dlatego najnormalniej w świecie drżę przed ewentualnym rozpoznaniem. Jak to? Jej syn był chory akurat na tę właśnie chorobę? Nie ma wtedy współczucia, czego nawet nie chcę, tylko odtrącenie przez środowisko. Czujesz się jak trędowata! Nie pasujesz do towarzystwa! Jesteś stygmatyzowana ty i twoje chore dziecko! Niby nie zależy mi na tym, ale przecież muszę gdzieś mieszkać. Boję się reakcji ludzi z mojego kręgu, tego napiętnowania, tej niezdrowej fascynacji nowym tematem. Nie pasuję wtedy do środowiska, w którym tkwię, a w którym żyć muszę! Może usłyszałabym nawet wsparcie kogoś mądrego: niech nie zależy ci na opinii ludzi, bo tak się nie da! Rozsądny i wiedzący na czym ta choroba polega, na pewno tak nie zareaguje. Tylko ten, kto widzi swój czubek nosa i niewiele po bokach oraz zakochany jest w swoim wszechświecie, czyli rodzinie, będzie ciebie potępiał, ale pytam się za co?! Zaraz rodzi się we mnie bunt! Dlaczego to ja mam być winną, że mój syn zachorował?! Ani ja nie jestem winna, ani mój syn, który zachorował! Do tej pory lekarze twierdzą, że nieznane są przyczyny zachorowania na schizofrenię. Powodów może być wiele: geny, zażywanie w przeszłości narkotyków, słaby już od dzieciństwa tzw. kręgosłup psychiczny, problemy z ciążą matki, problemy przy porodzie i wiele innych. Dlatego też lekarze tak szczegółowo przeprowadzali wywiady zarówno z synem, jak i ze mną.

Dlaczego, tak mało mówi się i pisze w mediach na temat schizofrenii? Tysiące młodych ludzi i nie tylko zapada, co roku na tę chorobę?! MY JAKO SPOŁECZEŃSTWO NIE JESTEŚMY O TYM INFORMOWANI. Ach, taka tam marginalna choroba, NIEPRAWDA! Oddziały psychiatryczne w szpitalach, akademiach i instytutach są pełne, mało tego pękają w szwach od nadmiaru pacjentów chorujących na schizofrenię i choroby jej pochodne. Na miejsce na oddziale czeka się przeciętnie około miesiąca, chyba że chory wymaga natychmiastowej hospitalizacji. Mieszkam akurat mieście, gdzie z braku funduszy został zamknięty oddział psychiatryczny w jednym ze szpitali. Wiadomo, że tym samym kolejka na oddział wydłuża się do innego, a zarazem jedynego szpitala w mieście. Na miejsce w Instytucie w Warszawie mój syn czekał ponad 1.5 miesiąca i tak krótko. Żeby dostać się do ośrodka terapeutycznego czeka się około 3 miesięcy.

Któregoś roku w październiku, (miesiąc poświęcony schizofrenii), oglądałam program w TVP pt. "Otwórzcie drzwi schizofrenii" w porze, kiedy to najczęściej oglądają programy osoby niepracujące, a reszta w tym czasie jest poza domem. Chociaż muszę stwierdzić, że będąc kiedyś w Stanach widziałam program poświęcony schizofrenii dziecięcej... przed północą! O zgrozo! Jak taki materiał miał trafić do rzeszy ludzi?! A tak jeszcze w ramach czepiania się - w Polsce jest sieć placówek, gdzie swoje spotkania mają, np. alkoholicy i ich rodziny są miejsca, gdzie spotykają się "Amazonki" w swoich klubach i chwała im za to. A gdzie są miejsca, gdzie mogą spotykać się rodziny chorych na schizofrenię, żeby dzielić się i wspierać w walce z tą chorobą?! Ja ich nie znam, bo po prostu ich nie ma w mieście, w którym mieszkam. Może należałoby podnieść jakieś larum i pomyśleć o samych chorych i ich rodzinach, to nie jest takie trudne do wykonania!

MY, JAKO SPOŁECZEŃSTWO, PIĘKNIE ZAMIATAMY TEN TEMAT POD DYWAN W MYŚL ZASADY, TO JEST MARGINALNA SPRAWA. NIEPRAWDA, TO JEST OGROMNY PROBLEM WIELU TYSIĘCY MŁODYCH I NIE TYLKO MŁODYCH LUDZI.

Mogłabym jeszcze długo tak grzmieć, ale czy mój głos nie jest, tylko głosem wołającego na pustyni?! Nie wiem...


                                                                                                        

7 komentarzy:

  1. Sens pisania tego bloga jest. Tym sensem jest nie tylko, co być może dla Pani się liczy, czyli żeby się wygadać wobec potrzeby wyrzucenie bólu. Sensem dla mnie jest to, żeby zanalizować to, co się przykrego wydarzyło... Na pewno są przyczyny tego, co się stało. Tylko, że, jak już napisałem pod innymi Pani wpisami, nie jest dobrym pomysłem zamiatać to wszystko pod dywan diagnozy psychiatrycznej... Chciałbym, żeby Pani opisała co miało miejsce - opisała historię problemów Pani syna. Nie warto wierzyć w mit "schizofrenii"... Jeden z prominentnych psychiatrów polskich powiedział mi "Diagnozowanie schizofrenii jest trochę fałszywym tropem, bo zamyka to proces terapeutyczny, zamiast go otwierać". Ludzie są wprowadzeni w błąd, że ta diagnoza to choroba mózgu. Tymczasem to tylko zwykłe ludzie problemy. Wielki mit naszych czasów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam 40 lat, jestem schizofrenikiem od 12 lat, jeżdżę samochodem, pracuje dorywczo, praktycznie nie zażywam leków, miałem psychozę, głosy, halucynacje, można z tym żyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Anonimowy- tylko się cieszyć! Widać, Twoja choroba nie jest tak ciężka, ale z tymi lekami tak bardzo nie ryzykowałabym. Zdrowia i samych dobrych chwil w Nowym Roku dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, wzajemnie, jak się czuję syn?

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Anonimowy - Hmmm, pytasz, jak się czuje mój syn? Nie wiem, co Ci odpowiedzieć. Widocznie nie trafiłeś na informacje zawarte w którymś z postów, że mój syn, niestety nie żyje. Chorował na bardzo ciężką postać schizofrenii. Pewien ksiądz powiedział mi, że mój syn już nie cierpi, skoro mam w to WIERZYĆ, to chyba czuje się wreszcie dobrze. Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Cytat:
    "MY, JAKO SPOŁECZEŃSTWO PIĘKNIE ZAMIATAMY TEN TEMAT POD DYWAN W MYŚL ZASADY, TO JEST MARGINALNA SPRAWA! NIE PROSZĘ PAŃSTWA, TO JEST OGROMNY PROBLEM WIELU TYSIĘCY MŁODYCH I NIE TYLKO MŁODYCH LUDZI!"
    Jeżeli uważasz, że coś takiegoo jest potrzebne, to stwórz to. Łatwo jest krzyczeć bez sensu, trudniej jest działać. Wszyscy boją się tego samego, co ty: wstydu. To typowo polska, durna przypadłość "co ludzie powiedzą/pomyślą?". A co to kogo obchodzi? Jak komuś się nudzi i ma puste życie, to niech się tym pozajmuje, porobi ankiety, bo ja nie mam czasu na pierdoły.
    Powiem Ci od siebie, że gdybym ja się dowiedziała, że któryś z moich znajomych zmagał się ze schizofrenią i poległ, to pomyślałabym, że był odważny i silny, że chciał walczyć. To samo pomyślałabym o jego rodzinie. A gdybym jeszcze na dokładkę dowiedziała się, że jego matka prowadzi inicjatywę społeczną na temat uświadamiania społeczeństwa i samopomoc dla ludzi, których spotkały podobne historie, to byłabym pełna podziwu i szacunku dla tej matki. Jeżeli uważa Pani inaczej, to chyba należy naprawdę zastanowić się nad tym, czy nie ma się depresji i zmienić się.
    Miałam depresję, pokonałam ją samodzielnie, bez psychologów i psychiatrów. Po jej pokonaniu przecztałam w pewnym piśmie, że zastosowałam na sobie zupełnie przypadkiem jakąś terapię. Skutecznie! A nie mam dyplomu tylko własny rozum. Od tego czasu, 2 lat, depresja nie powróciła i nie powróci, bo wykorzeniłam jej chore schematy z mojej głowy. Polecam to każdemu.
    Życzę inspiracji i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, poruszyła w nim Pani kilka kwestii. Może odpowiem na jedną, że przez pisanie tego bloga, próbuję dotarzeć do ludzi, którzy do tej pory nie mieli styczności ze schizofrenią czy innymi zaburzeniami psychicznymi - to jest właśnie ta moja inicjatywa.

      Proszę mi uwierzyć, że podotykałam sporo klamek zamykając za soba drzwi, gdy prosiłam z innymi rodzicami o stworzenie miejsca na spotkania dla rodzin osób chorujacych na schizofrenię. Zawsze jedna i ta sama odpowiedź - brak możliwości finansowych i lokalowych.

      Co więcej możemy zrobić my - rodzice, rodziny? Chodzić po ulicach miasta z transparentami z napisem: NIE ZAMYKAJCIE ODDZIAŁÓW PSYCHIATRYCZNYCH!
      To nie jest wcale takie proste! Inaczej postrzega się problem z punktu obserwatora a inaczej, gdy się jest w niego uwikłanym.

      To wspaniale, że jest Pani tak silną osobowością i sama poradziła sobie z zażegnaniem depresji.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...