środa, 3 lipca 2013

U podnóża góry stałam


Pisanie mojego bloga, mogłabym przyrównać do mozolnego wdrapywania się na wierzchołek góry. Po co ludzie uskuteczniają wspinaczkę, po co zdobywają szczyty, jakie przyświecają im cele? Pewnie ile ludzi, tyle odpowiedzi. Niektórzy tym sobie podnoszą adrenalinę, walczą ze swoimi słabościami, wspinają się dla widoków zapierających dech w piersiach i z tysięcy jeszcze innych powodów. Gdy zaczynałam pisać tego bloga u podnóża góry stałam... Gdzieś oczyma wyobraźni widziałam ten skalisty szczyt na tle wysoko świecącego słońca. Wiedziałam od początku, że może być ciężko, ale czułam, że muszę spróbować tej wspinaczki. U podnóża góry, była jeszcze ziemia, pokryta bujną roślinnością, więc te pierwsze posty pisałam w miarę łagodnie, spokojnie, ale im wyżej tym ziemia i powietrze tężało. Droga bywała i dalej jest kręta, wyboista. Im wyżej, tym napotykałam pierwsze kamienie, wystające małe skałki, które raniły stopy. Tymi skałkami okazywały się być wszystkie ciężkie sytuacje, które przypominały mi pobyty mojego syna w szpitalach, jego lęki, nietrafione leki, gorsze samopoczucie, to wszystko bardzo mnie raniło. Z postu na post zmieniała się temperatura moich uczuć, czasami brakowało powietrza. Bywały dni, że świadomie zmieniałam trasę wędrówki, bo wcześniejszy zamysł, wydawał mi się zbyt ciężki i nie do przejścia. Musiałam oszczędzić Czytelnika i samą siebie, aby pominąć po drodze coś co wprawdzie było ważne, ale mogło bardzo boleć i ranić.

Teraz też siedzę na kamieniu w drodze na górę i łapię kolejny oddech. Na tej wysokości jest już cicho i spokojnie, ptaki nie śpiewają, powietrze staje się rzadsze, a ten upragniony szczyt jawi się na wyciągnięcie ręki. W słońcu wygląda pięknie i majestatycznie, tylko nocą bywa groźny, spowity czarnymi chmurami, wtedy boję się, że nie dokończę wędrówki. Jak będzie, gdy już tam się wdrapię, czy mój wysiłek warty będzie tych widoków? Czy odczuję spełnienie, oczyszczenie, jedność z Siłą Wyższą, a może radość z bycia cząstką wszechświata?! Zobaczymy! Przede mną jeszcze parę etapów. Spoglądam na ten szczyt i niestety, ale obmyślam kolejną zmianę, czy aby nie pójść łagodniejszym szlakiem, bo skoro mam dokończyć tę relację, to ona może wydać się zbyt ciężka dla czytających.

Jeśli ten wysiłek jest tak ogromny, to po co się męczysz, może ktoś powie z sarkazmem?! No, właśnie dlatego, żeby dostąpić tego emocjonalnego oczyszczenia i spokoju, żeby móc pisać jak było po drodze i wtedy, gdy już dotknę stopą tego wierzchołku góry. Każdym postem, wspinam się wyżej i wyżej, staję do walki ze sobą, własnymi uczuciami. Tylko ten plan muszę trochę zmienić, ominąć te wielkie głazy po drodze. Dlaczego? Ano dlatego, żeby później mieć siłę na spokojne zejście z wierzchołka do jej podnóża, bo tylko tam na dole toczy się prawdziwe życie i czekają na mnie bliscy. Dobrze wiemy, że szczyty zdobywa się tylko od czasu do czasu w naszym ziemskim życiu.
                                                                                                             
                                                                                                                                   
                                                                                                               
                                                                                                                                    

13 komentarzy:

  1. Bardzo trafnie i pięknie użyłaś góry jako metafory swojej wędrówki ku oczyszczeniu. Bo własnie Kochana, tam na dole, dalej toczy się życie i czekają bliscy, nie każ im czekac za długo, ani sobie, pamiętaj przez do przodu, ale i nie nadwyrężac się;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj przystępowałam do pisania tego posta z zamiarem napisania go na zupełnie inny temat, a tu nagle stanęła mi przed oczami ta góra! Pomyślałam sobie, że już czas na delikatne podsumowanie a zarazem przygotowanie Czytelnika na łagodniejsze posty.

      Dziękuję Ci za ciepłe słowa :)

      Usuń
  2. Claro, bylam juz tutaj pare dni temu, najpierw balam sie zaczac czytac a potem tylko plakalam i nic nie napisalam, bardzo boje sie kiedy wejdziesz na szczyt gory.
    Ostatnio napadlo mnie jak bardzo jestesmy wszyscy winni, oczywiscie sama siebie daje na pierwszym miejscu, ze nie potrafimy pomoc, powstrzymac tych nieszczesliwych, najczesciej mlodych ludzi z ta okrutna choroba przed umieraniem... Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, ten szczyt góry dla mnie też jest wielką niewiadomą. Nie wiem, co poczuję, jakie emocje dojdą do głosu. Początkowo wydawało mi się, że dobrze byłoby, gdybym pisanie tego bloga zakończyła przed moim powrotem do Polski, czyli 29 lipca. Potem zganiłam samą siebie, że chciałam jak najszybciej uwolnić się od tego pisania! Teraz znowu, wydaje mi się, że ostatni post napiszę już po powrocie, bo chcę być blisko syna... Zobacz ile różnych, skrajnych emocji jest w nas! Tak, te emocje są i mamy do nich prawo!

      Tereso, chcę napisać teraz coś i proszę, żebyś bardzo uważnie przeczytała, ok!


      Przez pisanie choćby tego bloga, "wywalanie bebechów" dochodzę do jednego wniosku, że nie zawsze możemy pomóc - my rodzina, lekarze i leki! Niestety, czasami to choroba wygrywa i my nie mamy na to żadnego wpływu, choćbyśmy chcieli góry przenosić dla dobra naszego dziecka! Ale musimy walczyć i nie poddwać się! Nie możemy wywiesić białej flagi!

      Tereso, uwierz mi, teraz cierpisz i obwiniasz siebie i innych, ale te emocje będą na szczęście dla Ciebie traciły, być może bardzo powoli, swoją moc, czego Ci życzę! Zobacz, Ty już teraz wdrapujesz się na swój szczyt, może nawet nie wiedząc o tym?! Czytasz, piszesz, płaczesz, obwiniasz, tęsknisz - to Twoja powolna wędrówka na swój własny Everest!

      Usuń
  3. Zastanawiam się i zastanawiam jak tu zacząć. I szczerze niewiele przychodzi mi do głowy. Niewiele oprócz setki pytań na sekundę.
    Może najpierw dam Ci mały wstęp o sobie, żeby było prościej. Jestem Damian i niedawno wyszedłem ze szpitala dla chorych psychicznie, ze stwierdzoną schizofrenią. I szczerze uważam to za znak, że trafiłem tu na Twojego bloga, ponieważ czytając go może czegoś się nauczę. Może będę potrafił pomóc jakoś mojej mamie, która po tym 'wyroku' praktycznie się rozpadła, a ja już nie wiem co robić by jej pokazać, że jestem zdrowy.
    Jeśli uznasz to za niestosowne co napisałem to proszę, wybacz, nie miałem złych zamiarów.
    Mimo wszystko będę teraz Twoim czytelnikiem jeśli pozwolisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Damian, po pierwsze masz super słodki nickname: Sugar Babe! :) Po drugie, oczywiście zaglądaj na mój blog, jak tylko nadarzy się okazja, ale mała prośba, zacznij czytać od pierwszego posta - nie skacz pobierznie np.po tytułach, ok! Po trzecie, jeśli miałbyś jakieś pytanie, pisz śmiało! Może pomogę, albo coś podpowiem.

      Piszesz o swojej Mamie, chcesz Jej pomóc, a może...tą formą pomocy byłby mój blog właśnie! Zobaczyłaby, że po fazie szoku, przychodzą nie wiadomo skąd siły do walki! Może powiesz, że znowu przynudzam o tej walce, ale tak jest, czy nam się podoba czy nie! Wypadałoby poznać wroga i brać się z nim za bary! Dobrze byłoby, żebyś Ty i Twoi bliscy, wiedzieli jak najwięcej o tej chorobie. Może się zdarzyć, że np. gorzej się poczujesz, specjalnie piszę: MOZE, ALE NIE MUSI! I wtedy wiadomo, co robić, ok!

      Damian, a może Twoja Mama coś weźmie dla siebie z tego bloga, kto wie!

      Trzymaj się i pisz - pamiętaj nie ma trudnych pytań i zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji :)

      Usuń
    2. Właśnie od samego początku zacząłem, by być systematycznym i jak najwięcej zrozumieć.
      U nas chyba najgorszym problemem jest to, że oprócz wiedzy teoretycznej (wypisanej w różnych mądrych książkach) to nikt nie ma wiedzy praktycznej.. I gdy dzieje się coś gorszego ze mną to nikt nie potrafi mi pomóc.
      A bloga pokażę mamie jak najbardziej. Chcę, żeby znalazła jakieś wsparcie np. w formie Twojego bloga.
      Ona szukała jakiś grup dla rodzin schizofreników, ale u nas w mieście niczego takiego nie ma, więc musi sobie jakoś sama radzić.

      P.S. Dziękuję, że spodobał Ci się mój nickname :)

      Usuń
    3. Damian, w sposób najbardziej delikatny chciałabym napisać tak: dobrze byłoby, żebyś miał swojego, stałego lekarza do którego idziesz jak w dym, jeśli jest taka potrzeba. Ty sam zyskujesz poczucie bezpieczeństwa, tak na wszelki wypadek. Kontakt z psychologiem jest też ważny! Dlaczego? Psycholog jest dla Ciebie i Twoich emocji, uczuć. Będziesz miał stek pytań, wówczas śmiało możesz z nim zagadać. Psycholodzy najczęściej są przy oddział psychiatrycznych oraz przy przychodniach zdrowia, tam, gdzie z zasady przyjmuje lekarz psychiatra. Piszę specjalnie o psychologu po to, że możesz usłyszeć od lekarza, iż on nie jest np. psychoterapeutą, on tylko wypisuje recepty - leczy ciało, a od spraw emocji jest psycholog.

      U Ciebie w mieście powinien być MPOS, zapytaj tam, czy nie wiedzą o takich grupach wsparcia dla rodziców.

      I może najważniejsze - to, iż ja opisuję chorobę mojego syna (bardzo ciężką jej postać) nie znaczy, że swoim blogiem chcę komukolwiek odbierać nadzieję, wprowadzać w stan przygnębienia etc. Zgadza się, że każda choroba ma jakieś podstawowe objawy w wyniku czego odróżnia się jedną od drugiej, ale jak świat długi i szeroki dwóch pacjentów nie ma identycznych objawów - one mogą być podobne, ale nie identyczne i o takim samym czasie występowania! Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć?! Możesz mieć podobne objawy do kolegi, ale o różnym nasileniu. Jedne mogą być słabsze (objawy), drugie zmieniać swoją częstotliwość występowania. Ważne, żebyś był w kontakcie ze swoim lekarzem i mówił mu prawdę! Tylko on decyduje o dawkach i zmianach, nie Ty!

      Damian, tak się zastanawiam, może ten blog nazwijmy to lepszy byłby dla Twojej Mamy, bo ja piszę wszystko z perspektywy matki i jej widzenia tematu. Może poszperałbyś w necie i coś znalazł - to tylko taka mała sugestia z mojej strony :)

      Trzymaj się!

      Usuń
    4. Dziękuję Ci za wszystkie rady. Na pewno z nich skorzystam.

      Usuń
    5. Jeśli cokolwiek z tego, co napisałam będzie dla Ciebie ważne, to cieszę się.

      Przepraszam za zwłokę w odpowiedzi na Twój komentarz. Trzymaj się

      Usuń
  4. Witaj, jestem tu po raz pierwszy... Opisujesz wszystko w taki sposób, że mam ochotę czytać dalej... chociaż tak właściwie bardzo Ci współczuję... Pozdrawiam, trzymaj się ciepło, Cień Mojego Cienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieniu Mojego Cienia, a ja zajrzałam do Ciebie i chcę już zostać. Ta poezja daje wytchnienie...

      Usuń
  5. Czy jesteś moją matką?! Michał.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...