środa, 22 maja 2013

ODSZEDŁ CZŁOWIEK


Pustka we mnie, pustka wokół mnie... We wtorek, tj. 14 maja, odszedł mój Kochany Tato, tak po cichutku, bezszelestnie, trzymany za rękę przez moją Mamę. Przez trzy miesiące walczył o życie, będąc już w stanie terminalnym, od którego nie było odwrotu. Umierał w domu, we własnym pokoju, odwiedzany i żegnany przez bliskich, przyjaciół i znajomych. Kiedy dzień wcześniej dzwoniłam do Taty, miał jeszcze na tyle siły, aby odpowiedzieć mi dzień dobry i urywanymi sylabami powiedzieć, że też mnie kocha. Mówił słabym, ledwo słyszalnym głosem, a wypowiedzenie każdego słowa bardzo Go męczyło. Pamiętam, że Mama zapytała mnie, czy cokolwiek zrozumiałam z tego, co mi powiedział. Potwierdziłam tylko, że usłyszałam wszystko to, co chciałam usłyszeć. Wtedy w ten smutny wtorek, miałam bardzo napięty dzień. Gdy o stałej porze, zadzwoniłam do domu, Tata jak zwykle spał, a przez ostatnie tygodnie przesypiał prawie że całe dnie i noce, budząc się tylko na tzw. pomrukiwanie, niczym małe dziecko z tym jednak, że jego życie dobiegało już kresu. Codziennie jak mantrę, powtarzałam, kierowałam do Niego te same słowa, chcąc, aby dobrze je zapamiętał, bo w nich była miłość: "Tato, dzień dobry, bardzo Cię kocham - pamiętaj o tym"! Mam zresztą nadzieję, że tę miłość zabrał ze sobą do tego drugiego może lepszego świata... Tego dnia, niestety, nic mi już nie odpowiedział, usłyszałam tylko jak westchnął i miał bardzo przyspieszony oddech - bardzo mnie to zaniepokoiło. Kiedy już miałam pytać Mamę, co się dzieje, akurat w tym momencie musiałam przerwać rozmowę! Spojrzałam na zegarek była 10:15 mojego czasu, a w Polsce 16:15. Gdy około osiemnastej przedzwoniłam ponownie, brat powiedział, iż koło siedemnastej TATA ODSZEDŁ...

Niedowierzanie, płacz, bezsensowne pytania typu: jak to możliwe, dlaczego, przecież jeszcze czterdzieści pięć minut temu, słyszałam jak oddychał. Zarzucałam sobie, że gdybym przez telefon wysłuchała to Jego rzężenie, to może skojarzyłabym, że nadchodzi agonia, a tak od kilku tygodni, dawałam się zwodzić Mamie, która ciągle żyła nadzieją, że Tata doczeka mojego powrotu, bo polepszyło się Jemu i są dni kiedy dobrze je. To wszystko było zgodne z prawdą, gdyż po wyjściu ze szpitala strasznie rzęziło Mu w płucach i myśleliśmy, że to już koniec, ale jednak walczył o każdy dzień. Znowu włącza mi się "gdybanie", że gdybym za pierwszym razem nie przerwała rozmowy, a wcześniej Mama wspomniałaby o gwałtownym pogorszeniu, to byłabym przy Nim w godzinie śmierci, nieważne, że na telefon, a tak znowu nie było mi dane być blisko. Mama, później mówiła, że nie zdawała sobie sprawy, że koniec nadejdzie tak szybko. Kiedy oddech Taty stawał się coraz słabszy, zadzwoniła do brata, a gdy ten po dziesięciu minutach zjawił się, Tata chwilę przed jego przyjściem skończył życie! A ja? Niestety, ale wcześniej nie miałam żadnych przeczuć, złych myśli czy snów na tyle, aby "Pani w czarnym woalu" czuła się na tyle bezkarnie, aby przyjść jako nieproszony gość!

Czytałam wielokrotnie, że gdy umiera człowiek, jego narząd słuchu, przestaje pracować jako ostatni. Poprosiłam Mamę, aby po raz ostatni, dane mi było coś Mu wyszeptać, więc położyła słuchawkę przy uchu Taty w nadziei, że może mnie jeszcze usłyszy... DZIĘKOWAŁAM MU ZA TO, ŻE BYŁ NAJWSPANIALSZYM TATĄ NA ŚWIECIE, ŻE NIE MOGŁAM WYMARZYĆ SOBIE LEPSZEGO! DZIĘKOWAŁAM, ŻE BYŁ CUDOWNYM, NIEZASTĄPIONYM DZIADKIEM DLA MOICH DZIECI. Ostatnio powiedziałam córce, że wprawdzie stracili ojca, ale nie zostali zupełnie osieroceni, bo zawsze była przy nich Babcia i Dziadek, takie dwa w jednym. Dzwoniąc pożegnałam Tatę w imieniu Poli, ponieważ w czasie kiedy On odszedł, moja córka akurat jechała na interview o zieloną kartę. Uważałam, że powinnam była ją chronić. W Biurze Imigracyjnym nikogo nie obchodziło, że w dalekiej Polsce, trzydzieści minut wcześniej, umarł jej ukochany dziadek. Musiała wejść tam spokojna, opanowana i rzeczowo odpowiadać na pytania. Dopiero, gdy było po wszystkim, przekazałam jej tę smutną wiadomość.

Chyba jednym z bardziej przykrych momentów związanych z odejściem człowieka jest sytuacja, kiedy zabierają ciało z domu zmarłego. Jeszcze jest ta ostatnia noc przespana we własnym czy wypożyczonym, hospicyjnym łóżku, ktoś bliski zagląda co chwilę by zwilżyć usta, podłącza kroplówkę, siedzi z różańcem w ręku i modli się o kolejny dzień, targując się z Panem Bogiem. Jeszcze przez kilka godzin do ostatniego oddechu, do ostatniego uderzenia serca jest się CZŁOWIEKIEM, a później już tylko materią, powłoką cielesną, którą specjalne służby muszą szybko zabezpieczyć przed rozkładem. Parę lat temu oglądałam film, w którym umierał na raka kilkuletni chłopiec. W końcowych scenach pokazane było, jak ojciec przygotowuje go na odejście i próbuje wytłumaczyć, co stanie się z nim po śmierci - smutny, strasznie ciężki film. Ojciec, założył na swoją dłoń skórzaną rękawiczkę, która miała imitować ciało chłopca. Potem tłumacząc mu, bardzo powoli ściągał ją z dłoni, palec po palcu... To powolne ściąganie, odsłanianie, miało oznaczać umieranie - czas aż do całkowitego ogołocenia się, ukazania dłoni, czyli duszy ze swoją siłą i mocą. To zupełnie tak jak u Taty, KTOŚ niewidzialny tydzień po tygodniu, dzień po dniu, ściągał z Niego tę ziemską powłokę, tę delikatną, zniszczoną czasem rękawiczkę, w którą przez kilkadziesiąt lat obleczona była Jego dusza, by na koniec odsłonić jej bogactwo i piękno... To niemożliwe, żebyśmy żyli tylko tu i teraz! A co z naszym wnętrzem - duszą, jeśli jesteśmy wierzący?! A co z naszymi emocjami, uczuciami, wiedzą tą książkową i życiową mądrością?! A co z miłością mojego Taty do nas, przecież On nas kochał! Czy ona skończyła się z Jego ostatnim tchnieniem?! NIE, NIE WIERZĘ! MIŁOŚĆ, TA PRAWDZIWA NIE MA KOŃCA, NIGDY NIE USTAJE! WSZYSCY - RODZINA, ZNAJOMI, PRZYJACIELE, WYPOSAŻYLIŚMY GO NA DALSZĄ DROGĘ. DALIŚMY MU PODAREK - NASZA PAMIĘĆ I MIŁOŚĆ, A TA NIGDY SIĘ NIE SKOŃCZY! A CO WRESZCIE Z NAMI, CZY MOŻEMY ZAPEŁNIĆ PO KIMŚ KTO ODSZEDŁ, PUSTE MIEJSCE PRZY STOLE? NIE, NIE MOŻEMY! ONO JUŻ NA ZAWSZE POZOSTANIE PUSTE, BO ODSZEDŁ CZŁOWIEK!
                                                                                                                                 

19 komentarzy:

  1. W kółko piszę do Ciebie, żeby zaraz potem skasować całość. W końcu, co sensownego można napisać w takiej sytuacji? Słowa są zbędne... Oczywistością jest to, że jest mi bardzo przykro, że współczuję. Że choć się nie znamy, to w jakimś sensie jesteś mi bliska...i chciałabym Ci jakoś pomóc w tych trudnych chwilach... Zrobić cokolwiek, co w chociażby minimalnym stopniu, sprawiło, że zrobi Ci się lżej na sercu (na duszy).

    Droga Claro, jest mi strasznie smutno... Siedzę i główkuję, co ja (mało znacząca istota we Wszechświecie) mogłabym dla Ciebie zrobić. Jak Tobie pomóc?

    Przecież nie raz przechodziłam przez to, co Ty. Było mi dane kilka razy zobaczyć jak śmierć "zbiera swoje żniwo"... Mogę napisać, że ROZUMIEM. Że wiem, co czujesz. Wiem jak boli i że będzie bolało... I tak jak słusznie stwierdziłaś nikt nie będzie w stanie zapełnić pustki, po ukochanej osobie. Mogę napisać to wszystko, ale tak naprawdę nic z tego nie wynika(?)...

    Wiesz co bym chciała teraz zrobić? Gdybym oczywiście miała taką możliwość. Usiąść naprzeciw Ciebie i Cię wysłuchać. Pozwolić Ci "wyrzucić" z siebie wszystko. Gdybyś chciała, mogłybyśmy milczeć. Albo płakać... Po prostu chciałabym być przy Tobie. Tak, ja, obca Ci osoba, chciałabym Tobie pomóc. Nawet nie wiesz jak bardzo. Może niektórym (którzy to czytają) wyda się to dziwne, ale tak właśnie bym zrobiła, gdybym miała okazję.

    Niestety nie mogę. Nie mogę zrobić nic. Mogę jedynie pisać do Ciebie tutaj i w ten sposób, próbować jakoś do Ciebie dotrzeć.

    Chciałabym Ci tylko napisać jeszcze, że ja również głęboko wierzę w to (ba! jestem pewna!), że miłość nigdy nie ustaje. Nic nie może jej zniszczyć. Nawet śmierć. Nikt nie wie, co jest po śmierci. Co się dzieje, kiedy człowiek odchodzi... Wierzę, głęboko wierzę w to, że dusza istnieje i "idzie" do lepszego miejsca. Miejsca, w którym zazna spokoju i szczęścia, o które czasem tutaj (na Ziemi) tak ciężko...

    PS. Szukałam na Twojej stronie adresu e-mail (albo słabo szukałam, albo nie jest podany) do Ciebie. Chciałabym napisać do Ciebie coś, co przeczytasz tylko Ty... Ale oczywiście to zależy od Ciebie. Jeśli nie chcesz, zrozumiem.

    Kończę.

    Claro, przesyłam Ci dużo ciepła...

    Victoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victorio, Ty zrobiłaś już bardzo dużo, bo pokazujesz, że można nie znać się osobiście, a przez swoje wpisy czuć jakieś pozytywne emocje. Kiedyś na pewnym forum o osieroconych rodzicach, czytałam jak oni byli spragnieni kontaktu z bliskimi im osobami na zasadzie, pobądź ze mną, wysłuchaj, nie miej mi za złe, że ciągle mówię o swoim dziecku - to ważne! Ty, uświadamiasz, jak powinno się czasami "obchodzić" z ludźmi, którzy kogoś stracili.

      Dziękuję, każde Twoje słowo jest ważne.

      Usuń
  2. Claro wspolczuje Ci bardzo, tak okrutnie boli stracic bliska osobe. Ile moze byc tego cierpienia, przeciez ciagle tak bardzo boli strata jedynego Syna a teraz stracilas Tate.
    Wiem jak boli ta utrata, cierpie, placze, tak bardzo brakuje mi Syna, dzisiaj znowu bylam na cmentarzu, mam lawke, pozwolili mi na lawke z dedykacja dla mojego Syna, wiec siedze i rozmawiam z moim Synem. Tak bardzo chce wierzyc ze mnie slyszy.
    Dziekuje Ci Clara za Twoja szczerosc wszystko co napisalas i dziekuje za te slowa 'To niemozliwe zebysmy zyli tylko tu i teraz!'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, swoim wpisem, przypomniałaś mi o czymś miłym. Odszukaj post pt."Samotne gęsi z Islip" - tam zamieściłam dwa zdjęcia gęsi, które spotykałm chodząc do parku (były ich całe stada). Śmiałam się, że biegły z łopotem skrzydeł na spotkanie ze mną wiedząc, że będą miały "chlebową ucztę". Właśnie tam siedziałam na pewnej ławce - z zasady była ona bardzo oblegana! Dobry widok na jeziorko i wszelkie ptactwo, chłód od wody i jeszcze coś...tablicza na oparciu ławki z napisem "In memory of..." plus data urodzin i odejścia kogoś bardzo ważnego dla swoich bliskich. Pewnego dnia, zauważyłam bardzo dużo kwiatów położonych na tej ławce, podeszłam i wyczytałam, że dzień wcześniej była rocznica narodzin tego kogoś! Czy to nie piękne? Albo posadzone drzewo w parku i na kamieniu osadzona tabliczka "Pamięci..." - SAMO DOBRO!
      Dziękuję, że się odzywasz i piszesz o swoich uczuciach.

      Usuń
    2. Claro, pamietalam zdjecia gesi, wrocilam do tego postu, przeczytalam, a wiesz bylo to prawie rok temu, drugiego czerwca 2012, te dwie gesi oddzielone od innych i Twoje wyobrazenia, myslenia, Twoj Syn Filip i Ty.
      Napis na lawce dla mojego Syna jest po angielsku, zaczyna sie tak jak napisalas, a potem jest...ze nagle nas opusciles i tak bardzo tesknimy za Toba, i ze odwiedzamy Cie i ukladamy z troska kwiaty, i nikt nie wie jak jest trudno odejsc i zostawic Cie tutaj. To moje tlumaczenie jest nieudolne, mysle ze lepiej jest po angielsku. Dzisiaj bylam, jutro bede, nie wiem co sie ze mna dzieje, czuje sie jakby byc tam codziennie, na Dzien Matki bylam caly dzien, bo bylo tak duzo ludzi, pelen cmentarz ludzi, a ja przeciez wiedzialam jak moj Syn bal sie jak bylo wokol duzo ludzi, wiec bylam i mowilam nie boj sie jestem z Toba. Teresa

      Usuń
    3. Tereso, niby prosta ławka, a jednak niezwykła! Nie sadzę, żeby ktoś mógł przejść obojętnie obok tego, co przeczytał i to jest poruszjące...
      Pamiętam, że kiedyś zapraszałam Cię do pisania i raz jeszcze ponawiam prośbę. Jeżeli będziesz źle się czuła i miała taką potrzebę, aby o czyms napisać, co Cię na dany moment boli, to pisz! Nieważne, że może nie być to związane z tematem danego posta.
      Przytulam Cię wirtualnie...

      Usuń
  3. Claro, zapomnialam sie podpisac. Teresa

    OdpowiedzUsuń
  4. Claro, tak mi przykro.... przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ataner, świadomość, że gdzieś tam jesteś już mi pomaga :)

      Usuń
  5. Nie znam Cię wg ale widac, że piszesz szczerze, głęboko z serca. Już to pisałam i napiszę jeszcze raz-twoje teksty są poruczające. Jak czytałam któryś z Twoich postów..Już nie pamiętam tytułu gdyż jak tu weszłam chciałam przeczytac wszystko co tu napisałaś. To był tekst o Twoim synie. Po prostu rozpłakałam się i zaczęłam się za Niego modlic. Może to głupie. Mam nadzieję, że Twojemu Tacie, Synowi i Mężowi na drugim świecie jest lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydaje, że po stracie kogoś bliskiego choćby okruchy wiary i nadziei, że tam po drugiej stronie jest mu lepiej, czynią, że chronimy też siebie przed całkowitą rozpaczą!

      Savin, planeta Ziemia, nie wyginie jak są na niej tak piękne i wrażliwe Istoty jak TY...

      Usuń
  6. Przeczytałam ten post wcześniej, ale nie wiedziałam co napisać, bo miałam obawy, że napiszę same banały typu: Przykro mi z Twojej straty itp. Te słowa nie odbiorą Ci bólu i mnie one wydaja się być wymuszone, trzeba je powiedzieć bo tak wypada. Dlatego ja nie lubię składać wyrazów współczucia. Wolę to zrobić przez przytulenie. Jednak nie mam takiej możliwości, więc zastanawiałam się jakby dać Ci choćby odrobinę wsparcia. Nie przeczę, że współczuję Ci, więc tulę Cię bardzo mocno wirtualnie.

    Powiedziałaś wiele ważnych słów, także inni napisali mądrze. Takie słowa dają nadzieję nam samym i innym ludziom, którzy stracili kogoś bliskiego.

    Podziwiam Cię za siłę i nadzieję, którą w sobie masz. Nie każdy zdaje sobie sprawę, ze można w takich sytuacjach mieś duże pokłady siły.

    I tak, podpiszę się pod Wami, że prawdziwej miłości nic nie zniszczy, nawet śmierć. Śmierć tylko oddziela bliskie osoby, jak rzeka. Ci co odeszli są tylko po drugiej stronie, a my nie możemy Ich zobaczyć, bo musimy czekać na swój prom. Jednak, pomimo, że nie widzimy Ich i jesteśmy od siebie oddaleni, to wierzę, że Oni są zawsze przy nas. Wierzę, że tam na drugim brzegu coś jest

    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest jak rzeka, co rozdziela dwa brzegi, ale wspaniale to ujęłaś! Coś musi być w tym, bo już lekarz rodzinny mojego Taty, chciała powiedzieć Mu, że oto powoli dobija do brzegu. Za pomocą takiej metafory, chciała poinformować pacjenta o jego stanie, ale wtedy ten drugi brzeg wydał mi sie strasznie groźny i skalisty! Poprosiłam ją właściwie wymogłam na niej, aby tego nie mówiła. Znałam swojego Tatę i wiedziałm, że takie słowa tylko by Go pogrążyły. Rozmawiałam później z pewną panią psycholog, która powiedziała, że nie każdemu pacjentowi powinno powiedzieć się prawdę! Wtedy ten drugi brzeg był odrażający i czarny, a brzeg z Twojego opisu jest już jaśniejszy i nie wieje od niego grozą! Na tamtym brzegu jest już spokój...

      To wirtualne przytulenie też ma swoją moc, bo jest niewymuszone i niezwykle szczere...dziękuję.

      Usuń
    2. Claro tam musi być spokój, tam jest Im lepiej. Ja w to wierzę. Nam się ten brzeg wydaje groźnym, skalistym klifem, ale to dlatego, że boimy się straty. Dla nas jest to przerażające, ale dla Tych co dobili do brzegu juz nie.

      J.

      Usuń
  7. Witaj,
    chociaż umiem ubierać myśli, emocje w słowa, bywają momenty, gdy przychodzi mi to z ogromnym trudnem, gdyż, faktycznie słowa, wyrazy, literki wydają się być zbyt płytkie.
    I teraz jest właśnie taki moment.
    Kolejny ciężar, smutek, kolejny moment, w którym zapada się grunt pod nogami. Ból, żal, szaleńczy smutek, złość, i myśli, dlaczego nie mogło wszystko potoczyć się inaczej i wyobrażenia, marzenia innego obrotu spraw...
    Bardzo Ci współczuję, przykro mi...
    Jestem z Tobą, pamiętaj, że jestem... zawsze możesz napisać, gdy tylko poczujesz, że nadszedł na to czas.
    A teraz - pozówl sobie na te wszystkie emocje.
    Dziś - nie chcę pisać więcej.
    myślę o Tobie
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych emocji jest cały wachlarz! Nie zawsze są to dobre, ciepłe, bo ostanio znowu walczę ze złością! Dopada mnie na każdym kroku! Wściekam się na wiele sytuacji z przszłości dotyczacych Taty, tego jak to wszystko się potoczyło, że tylko Poli i mnie brakowało przy trumnie! Wściekam się na siebie, że nie dopuściłam radykalnego myślenia i poszłam w nadzieję, że Tata poczeka na mój powrót! Wściekam się na brak rozsądu u siebie, że znałam stan Taty, a mimo to łakomie przyjmowałam wszystko, co mówiła Mama, że będzie dobrze! Wściekam się na Mamę, że była tak blisko i nie patrzyła na cała sytuację realnie! Wściekam się na siebie, że na razie, będąc tutaj, tak daleko od całej sytuacji, patrzę na Taty zdjęcia i nie dowierzam temu, co sie stało!

      OD TEJ WSZECHOGARNIAJĄCEJ ZŁOŚCI JESTEM JUŻ WYKOŃCZONA, ALE CHYBA MUSZĘ SIĘ NAZŁOŚCIĆ TAK DO KOŃCA, WYRZUCIĆ JĄ Z SIEBIE, ŻEBY ZROBIĆ MIEJSCE NA TROCHĘ CIEPLEJSZE UCZUCIA.

      Jolu, dziękuję, że jesteś...

      Usuń
  8. ROZWINEŁA SWOJE SKRZYDŁA BIAŁE


    Z wiosennym deszczem, zielonym płaszczem
    Zziębnięte drzewa wiosna okryła.
    A wieczorami, w parkach na ulicach i skwerach
    Przyjemną woń, białe i liliowe kwiaty
    Na krzakach bzu, delikatny podmuch wiatru
    Dookoła rozwiewa.

    Wiosna przyszła dziś, do życia wszystko budzi się.
    A Ty, Tato Mój, zmęczony życiem ...zasypiasz.
    Miałeś poczekać, uśmiech podarować swój
    A łzy z serc naszych wyciskasz

    Otulony delikatną miłości szatą - cichutko
    Na obłokach puszystych białych chmur
    Do Niebiańskiego Domu powracasz.
    Pogrążonych w smutku, zostawiasz nas.
    A oblicze Twoje ...radość rozpromienia

    - Tato Mój !...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często chodzę po parku i patrzę na przepiękne drzewa, które już pysznią się swoimi kwiatami, na różnokolorowe krzewy azalii i myślę sobie, że tu przyroda budzi się do życia, a tam życie się skończyło...

      Gdyby odrzucić emocje, pozostaje wtedy naga prawda! Nikt jeszcze z największych mocarzy świata nie wykupił się od śmierci! Sztaby złota i worki diamentów, przenigdy nie były przepustką do wieczności! Każdy musi odejść, takie jest prawo natury i nie ma co rozpaczać - powie ktoś z boku. Wszyscy o tym wiemy, ale natura wyposażyła nas także w emocje, uczucia i to one powodują, że mimo iż każdy rodzic kiedyś opuści swoje dziecko, to nam dzieciom jest tak ciężko!

      Dziękuję za ten ciepły, ale i pełen nostalgii wiersz.

      Usuń
  9. ...a gdy Miłość, Wiarą jest natchniona


    W WIERZE ZRODZENI

    Sumienie, jak kryształowe naczynie
    Zródlaną wodą aż po brzegi wypełnione,
    W najczystszej postaci - Duchem Pana jest.
    Pokora, skrucha i błaganie o miłosierdzie
    w głębi serca, niebo nawet poruszy.

    Jeszcze ostatnią modlitwą namaszczeni
    Jak najpiękniejszą Łaską Niebiańskiego Pana
    Idą ...przygnieceni ciężarem własnego Krzyża
    Szczęśliwi, obejmując go mocno w ramionach.

    Na obłokach śnieżnobiałych chmur
    Miłością bliskich uniesieni, ponad doliną
    Na przywitanie Pana zmierzają -
    Albowiem, Twoje jest Królestwo Moc i Chwała
    Na Wieki Wieków ...Panie Mój!...


    A poniżej, bezradni, zagubieni.
    Każda ich słabość, odstępstwo od Wiary
    To kolejna kropla czernią przebarwiona
    Spustoszenie w duszy i sumieniu czyni.
    Pychą oślepieni, bez zmrużenia oka
    Ciało Jezusa przyjmują, na Jego kolejne męki.

    Przygnieceni ciosami własnego sumienia
    I win, których wymazać już nie mogą
    W rozpaczy i krzykach boleści -
    Bo Pan ich opuścił, dając im to, czego pragneli -
    Wolną Wolę

    Pocieszani iluzją prosto z otchłań piekielnych
    Staczają się,
    Kończąc żywot w ciemnościach nieprzeniknionych
    W rozpaczy, nędzy i cierpieniu.

    Jezu, Panie Mój ...zmiłuj się nade mną!...


    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...