wtorek, 23 kwietnia 2013

Niegodna i potępiona


Kiedy 10 kwietnia, pisałam swój ostatni post, wspomniałam w nim, że błądzą po mojej głowie różne myśli, iż może KTOŚ - GŁÓWNY REŻYSER I SCENARZYSTA W JEDNEJ OSOBIE W SPEKTAKLU, ZWANYM "ŻYCIEM", wprowadził pewne poprawki, co do kwestii granych przeze mnie i Polę. Może stwierdził, że tworząc nasze postaci, zagalopował się i obarczył nas zbyt dużą dawką dramatyzmu, a po przeanalizowaniu ról, złagodniał w stosunku do nas i chcąc ochronić swoje bohaterki przed kolejnymi traumatycznymi przeżyciami, wysłał je na drugą półkulę. Skłamałabym mówiąc, że takie myślenie nie przynosiło mi ulgi. Wręcz przeciwnie, uczepiłam się tych myśli, jak kawałka czółna na wzburzonym morzu. Przez kilka dobrych dni miałam spokój w sercu, że oto..."wszystko jest tak, jak ma być". Utwierdzałam się w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu i czasie, czyli scena za sceną, odbywa się zgodnie z wcześniej napisanym tekstem - PRZEDSTAWIENIE TRWA, A AKTORZY BEZBŁĘDNIE GRAJĄ SWOJE ROLE. Niestety, szybko nastąpił zwrot akcji, morze silnie wezbrało, a ja zgubiłam swój kawałek drewna, którego trzymałam się kurczowo, bo ono dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Czółno gdzieś podryfowało, zostawiając mnie tonącą na głębokiej wodzie.

Wystarczyły tylko cztery, długie rozmowy z bliskimi mi ludźmi, żebym poczuła się niegodna i potępiona w związku z dramatem choroby i umierania mojego taty. Z premedytacją przeprowadzali "operację w białych rękawiczkach na moim otwartym sercu", nie licząc się z emocjami, uczuciami, w ogóle z tym, co przeżywam z odchodzeniem taty, bo przecież wszyscy są (mama, siostra, brat) przy nim, tylko mnie nie ma! Pierwsza rozmowa telefoniczna trwała około 80 minut i miała na celu jedno - skłonić mnie do jak najszybszego powrotu. Dowiedziałam się między innymi, że jestem bezduszną, czytaj wyrodną córką i wszyscy dziwią się, że mnie jeszcze nie ma przy umierającym ojcu. Wylano na mnie kubeł pomyj w postaci przykrych słów, nie próbując nawet zrozumieć sytuacji, w której się znajduję. TOTALNY BRAK ZROZUMIENIA - to było dla mnie najgorsze. Każdy miał swoją rację i prawdę, obraz widziany, ale tylko ze swojej perspektywy. Każdemu bez wyjątku chodziło przecież o dobro mojego taty, tyle tylko, że nikt nie popatrzył na mnie, że przyjeżdżając stwarzam sobie masę problemów, później już nie od odkręcenia. To nie jest egoizm z mojej strony, to jest walka o przetrwanie. O dziwo, nie potrafili, nie chcieli zrozumieć mnie ludzie, którzy jeszcze jakiś czas temu byli w podobnej sytuacji do mojej. W ich głowach był tylko jeden przekaz - ona nie chce przyjechać, a powinna być przy odchodzącym z tego świata ojcu. Z tego, co wiem, nie znalazła się choćby jedna osoba z czterech, która wstawiłaby się za mną i powiedziała - ONA NIE MOŻE PRZYJECHAĆ! A przecież to różnica, nie chcieć a nie móc. W trakcie tych wszystkich rozmów skutecznie odpierałam ataki, nie poddawałam się. Walczyłam do "ostatniego naboju", jak mawiał mój tata. Ale przyszła też smutna refleksja, że cokolwiek nie powiem w tej sprawie, ci ludzie pozostaną głusi na moje argumenty, bo przecież oni wiedzą lepiej. Dlatego stwierdziłam, że nie ma sensu prowadzić dalszych tego typu rozmów, bo one i tak nic nowego nie wniosą. Miałam satysfakcję, że na retoryczne pytanie: kim są ci wszyscy, którzy jakoby tak dziwią się mojej decyzji? Odpowiedziałam samej sobie i rozmówcom, że ci wszyscy, którzy tak słownie kamienują mnie, w przyszłości nie daliby mi kromki chleba i prawnie nie zabezpieczyliby mojego bytu. Kiedyś czytałam sporo książek Paulo Coelho, który gdzieś napisał, że jeśli jakaś grupa siedzi w przysłowiowej piaskownicy i wszyscy dobrze się bawią, to nikt nie zechce, żebyś ty jeden, stamtąd odchodził. Dlaczego? Bo burzysz ich wewnętrzny porządek i spokój. Siedź i milcz! Rób tylko to, czego oni chcą. Nie sądź, że chodzi im o twoje dobro. Im chodzi o własne dobro! Przemknęło mi przez myśl, że ci wszyscy, tak naprawdę chcą uspokoić swoje sumienia moim kosztem. Mogę śmiało powiedzieć, że obroniłam swoją prawdę. Później owe osoby, twierdziły że one nic na mnie nie wymuszały, one tylko pytały się o moją decyzję. O, Boska Ironio, a co to było przez kilkadziesiąt minut każdej rozmowy, jak nie próba nakłanianie mnie do przyjazdu?! Czułam się potępiona przez ludzi dotąd mi bliskich i znajomych, ale wiedziałam, że muszę być silna dla siebie. Wolą mojego taty było, abym nie przyjeżdżała. On jedyny, chyba tak naprawdę, rozumiał mnie do końca. Gdy piszę te słowa, tata jeszcze żyje, jest świadomy, chociaż momentami ma już splątanie myśli. Jest strasznie słaby, ale dziś znowu mówiłam mu do słuchawki, że bardzo Go kocham. On też z ledwością odpowiedział mi, że kocha mnie i Polę... Czy mogę dziś jeszcze doświadczyć większej radości niż ta? NIE, TA JEST NAJWIĘKSZA! I jeszcze...wygrałam coś niezwykle ważnego dla taty!

Wiem, że hospicjum jest specjalnym miejscem, do którego trafiają osoby w stanie terminalnym, którymi rodzina z różnych powodów, nie może opiekować się w domu i to jest chwalebne dla tej instytucji. Ale uważam, że jeśli można zorganizować opiekę nad umierającym w domu, to należy uczynić wszystko, aby człowiek w tym najważniejszym momencie życia poza faktem swoich urodzin, odchodził w domu wśród bliskich, trzymany za rękę, żeby nie był samotny w chwili śmierci. Moja mama, nie dałaby fizycznie rady, aby opiekować się tatą, siostra za parę dni musi wyjechać. Wiem, że była mowa o oddaniu taty do hospicjum. Walczyłam, tłumaczyłam, prosiłam, że są różne formy opieki w domu i można załatwić opiekunkę przychodzącą do domu. Będąc tutaj, powysyłałam na różne portale ogłoszenia typu: dam pracę. Był odzew i jest opiekunka, wprawdzie nie z mojego ogłoszenia, ale od kogoś ze znajomych. Tato kochany, widzisz, coś jednak wywalczyłam dla Ciebie!

Reakcja otoczenia na moją postawę była na tyle silna, że w którymś momencie pociągnęła za sobą dalsze destrukcyjne myślenie. Nie mogłam uporać się z myślami typu: a może jednak jestem niegodna, aby towarzyszyć mojemu tacie w odchodzeniu z tego świata?! Tego momentu doświadcza przecież moja siostra i brat, a dlaczego nie ja? Czym sobie na to zasłużyłam? Odpowiedź nasuwała się sama: JESTEŚ NIEGODNA! Setki tysięcy kilometrów dzielą mnie od taty, nie będzie mnie przy nim, kiedy jego serce przestanie bić... PRZECIEŻ DLA MNIE TO JEST SAMOUMĘCZENIE, A NIE POMOC I OCHRONA! Rozmowy telefoniczne nie zastąpią bezpośredniego kontaktu. To ja chciałabym karmić i zmieniać mu pampersy - teraz moja kolej! A gdzie jestem? Na drugim kontynencie i mam wmawiać sobie, że to dla mojego dobra! Dziś zrobiłam awanturę przez telefon, że nie chcą zrobić dla mnie zdjęcia taty telefonem komórkowym i mi przesłać! Mama twierdziła, że to nie ma sensu, bo tato źle wygląda. Wrzeszczałam do słuchawki, że są dla mnie bez serca, nie dość, że nie mogę dotknąć taty, to jeszcze zabraniają mi patrzeć na niego w ostatnich chwilach! Nieważne, ja chcę go widzieć teraz, potrzebuję tego widoku!

Niegodna i potępiona, tak o sobie myślałam! Parę dni temu, weszłam na mojego bloga i przeraziłam się, bo pod jednym z komentarzy, ktoś napisał: "Mąż, później syn, teraz ojciec! Nie łączysz tych faktów?" I tyle! Poczułam, że twarz mi drętwieje, bo tak jakby ktoś napisał na zamówienie - mówisz i masz! Myślisz, że jesteś niegodna, to proszę, masz oto taki zapis! Aha, czyli jest ktoś drugi, kto myśli podobnie jak ja, tak w sekundzie wkręcałam sobie chore myśli! NIEGODNA, ABY BYĆ PRZY ŚMIERCI MĘŻA, SYNA, A TERAZ OJCA! Skoro więc, minimum dwie osoby myślą i mówią podobnie, musi być to prawdą! NIEGODNA I POTĘPIONA! Od takiego myślenia już tylko krok dzielący od przepaści. Ale zdarzył się CUD! Jola, autorka tego tekstu, jakby w obawie, że mogę źle odebrać jej słowa, szybko napisała do mnie e-maila z wyjaśnieniem, że zanim skoczę w czeluści smutku, najpierw muszę przeczytać jej e-maila. Po raz drugi oniemiałam z wrażenia, bo objęłam wzrokiem tekst, który równie dobrze mógłby stanowić krótką pracą zaliczeniową z psychologii. To nie tak miało wyglądać, nie chciałam Cię zranić - pisała. Faktycznie, źle zrozumiałam jej słowa, ale może tak właśnie chciałam je zrozumieć! Te dwa zdania były mi potrzebne, aby totalnie się pogrążyć! Czytałam słowa Joli z zapartym tchem i z minuty na minutę czułam, że w swoim myśleniu, poszłam złą drogą. Jej prawda była inna od mojej, niosła ukojenie, którego tak pragnęłam. W jej słowach odnajdywałam NADZIEJĘ, WIARĘ, RADOŚĆ I CO NAJWAŻNIEJSZE MORZE MIŁOŚCI. Napisałam do Joli podziękowanie za jej wsparcie. Zastanawiam się czy ziemskiej istocie, chciałoby się przekazywać tyle ciepła w sobotnio-niedzielną noc? Nie, tylko Anioł, mógł być zdolny do tego! Anioł Pocieszyciel, który spadł z nieba we właściwym czasie, w godzinie smutku.
                                                                                                     
                                                                                                             
PS.
Przeczytaj, proszę, mój następny post, który w całości będzie autorstwa Joli. Wierzę mocno, że słowa tam zawarte nie muszą być skierowane tylko do mnie.

15 komentarzy:

  1. Claro, wspolczuje Ci ze w tym wielkim smutku masz dodatkowy stres, bo bliskie Ci osoby, rodzina napadaja Cie, krytykuja, przeciez oni wiedza jak bardzo kochasz Tate i ze cierpisz podwojnie, bo Tato umiera a Ty nie mozesz byc przy nim. To jest okrutne ze dodaja Ci bolu.
    Najwazniejsze ze Tato wie jak bardzo go kochasz i rozumie Twoja sytuacje. To ze zalatwilas Tacie opieke w domu jest wspaniale. Czesto w zyciu jest tak ze jestes z bliska umierajaca osoba dniami i nocami, no ale przychodzi ten czas ze wyjdziesz na troche, bo trzeba umyc sie, wziac prysznic, przebrac sie i wtedy nie ma Cie i ten ktos umarl i nie bylas...
    Claro, wiem jak bardzo cierpisz, ale wiem ze dasz rade, wiesz w swoje racje i nie potepiaj sie, bo kochasz Tate i Tato to wie i to jest wazne. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, mam nadzieję, że większość Czytających ten wpis, nie zrozumie tego opatrznie, że przez napisanie go próbuję teraz wzbudzić litość i wymagam pocieszenia! Absolutnie NIE! Nie to było moja intencją, chciałam tylko pokazać, jak można się czuć w jakiejś dramatycznej chwili i jeszcze dostawać zastrzyk negatywnej energii z powodu braku zrozumienia od bliskich! Dlatego zachęcam Cię do przeczytania następnych postów autorstwa Joli, która pospieszyła na ratunek. Jej prawdy są w większości nam znane, ale często NIEUŚWIADAMINE, warto zatem przypomnieć je sobie.

      Dziś znowu dzwoniłam do domu, Mama podała Tacie słuchawkę a ja wołałam ile sił, że bardzo GO kocham! Mój dzień jest piękny, mimo braku słońca, bo Tato z wielkim wysiłkiem, ale powiedział mi, że też mnie kocha, a przecież nie ma siły praktycznie już mówić. TO MIŁOŚĆ DAJE NAM SIŁĘ!

      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i dziękuję, że JESTEŚ ZE MNĄ.

      Usuń
    2. Claro, czytam wszystko na Twoim blogu, bede czytac nastepny post, ktory tak jak piszesz bedzie autorstwa Joli.
      Czytam ksiazke, w ktorej jeden z bohaterow, opisuje umieranie jego matki na raka. On byl dorosly, 35lat, byl przy niej w szpitalu, czytal jej ulubiona ksiazke, kiedy przyszla pora lunchu, wyszedl na chwile po kawe do szpitalnej cafeterii, byl po nieprzespanej nocy..., kiedy wrocil matka juz nie zyla. Przez reszte zycia dreczy sie tym, tak jak pisalam wyzej, mozna byc i stracic ten wazny moment, matka jego umarla zupelnie sama. Ty bedac tak daleko mozesz byc jednoczesnie bardzo blisko Taty w tym jedynym momencie. Trzymaj sie, pozdrawiam, Teresa

      Usuń
  2. Droga Claro!
    Czytałam Twój post i nie mogłam uwierzyć...Nie mogłam zrozumieć, jak Twoi bliscy mogli Cię tak potraktować. Dla mnie to oczywiste, że gdybyś mogła to już dawno byłabyś przy Tacie. Jasne, najłatwiej jest oceniać! W dodatku nie zważając na to, jak słowa mogą zaboleć. Przykro mi, że Twoi bliscy, zamiast Cię wspierać w trudnym dla Ciebie czasie, dodają kolejnych zmartwień i cierpienia...

    Najważniejsze jest to, że Twój Tata Cię rozumie! I że możesz z Nim porozmawiać i powiedzieć jak bardzo Go kochasz!

    "Niegodna i potępiona" ? Nie powinnaś tak o sobie myśleć. W życiu nie na wszystko mamy wpływ... To oczywiste, że chcielibyśmy być przy ukochanej osobie, gdy odchodzi. Choćby po to, żeby się pożegnać... Wiem, łatwo mówić "nie powinnaś tak o sobie myśleć". Sama dość często zadaję sobie pytanie: "dlaczego nie było mi dane być przy moich braciach, gdy odchodzili?"... Wobec tego mnie też uważasz za niegodną i potępioną? Czy może ja powinnam tak siebie postrzegać? Szczerze mówiąc, nie jest mi z tym łatwo. Że mnie przy Nich nie było... I też się "katuję", ciągłymi pytaniami (brakiem odpowiedzi). Z jednej strony to zrozumiałe, ale z drugiej takie myślenie do niczego dobrego nie prowadzi. Przecież to oczywiste, że gdyby się MOGŁO - to by się było przy ukochanej osobie, kiedy ona tego potrzebowała... Jednak często jest tak, że te wszystkie "złe myśli" (o sobie) wygrywają! I sieją w Nas wielkie spustoszenie... Niestety.

    W moich oczach jesteś osobą o wielkim (dobrym) sercu! Jesteś odważna i mądra! Proszę Cię nie bierz tak do siebie tego, co mówią Twoi bliscy. Jak wspominałam wyżej - łatwiej jest kogoś ocenić, niż spróbować go zrozumieć.

    Jesteś silną kobietą! Wiem, że nie dasz się "złamać". Wszystko sobie poukładasz i dasz sobie radę. Wierzę w Ciebie i mocno Cię przytulam! (wirtualnie;) )

    PS. Tak sobie teraz myślę, że pewne sytuacje życiowe weryfikują to, kto zasługuje na miano - kogoś bliskiego. Wyczuwam kontrast - między tymi, których nazwałaś "bliskimi". Tymi, którzy nawet nie próbowali Cię zrozumieć, a tymi... całkiem obcymi (nieznajomymi). Jeśli dobrze mniemam, to Jola jest jedną z osób, które zajrzały na Twojego bloga, przeczytały i skomentowały. Czyli nie znasz Joli osobiście. A jednak! Ten "Anioł" wykazał się większym zrozumieniem i chęcią pomocy, niż Twoi bliscy. Zastanawiające, prawda?

    Victoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victorio, napisałam do Ciebie komentarz i gdzieś uleciał w przestworza, także piszę raz jeszcze :(
      Ja myślałam o sobie (niegodna i potępiona) dzięki moim bliskim! Teraz zasatanawiam się na ile są oni moimi bliskimi, bo jak widzisz, ktoś całkiem obcy może chwycić Cię w oststniej minucie za rękaw i powiedzieć: zanim skoczysz - przeczytaj wszystko uważnie, co napisałam do Ciebie! Jak ja widzę tę sprawę od swojej strony! Jola wykonała dla mnie kawał wspaniałej roboty! Wprawdzie nie miałam zamiaru skakać w przepaść po gnębiacych mnie rozmowach, ale Jej słowa miały działanie terapeutyczne! Dlatego tak bardzo chce zamieścić Jej maile na swoim blogu, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie.

      Victorio, ja absolutnie nie myślę negatywnie o Tobie czy każdej innej osobie, która miałaby podobne przeżycia, co Ty! Widzisz, ja do czasu tych rozmów z bliskimi myślałam wręcz odwrotnie, że KTOŚ próbuje mnie wręcz osłonić przed kolejną traumą! Po co w ogóle napisałam ten post? Po to, aby pokazać jaka niszczaca siła jest w gromadzie i jakie szkody może wyrządzić!

      Czy dostrzegasz już soczystą bujność traw na wiosnę?
      Taki tytuł nosił kiedyś wspaniały film z Natalie Wood...

      Usuń
    2. Wiem, że myślałaś tak o sobie dzięki swoim bliskim. Przykro mi, że musiałaś wysłuchiwać ich osądów. Wiem jak słowa i brak zrozumienia ze strony bliskich osób potrafią ranić.
      Domyślam się, że Jola pomogła Ci bardzo w tym trudnym dla Ciebie czasie. Nie mogę się doczekać postów Jej autorstwa (skoro mają działanie terapeutyczne i "każdy znajdzie tam coś dla siebie").

      Claro, wiem, że nie myślisz o mnie w ten sposób. Nie to miałam na myśli pisząc mój poprzedni komentarz. Uważam, że coś w tym jest. W tym, że KTOŚ próbuje Cię ochronić przed kolejną traumą. To miałoby sens...

      Przesyłam mnóstwo ciepła i życzę Ci dużo siły!

      Victoria.

      Usuń
  3. Claro, nie obwiniaj się i nie dawaj odczuć swojemu tacie, że zadęczasz się faktem że Ciebie nie ma przy nim.
    Dokonałaś bardzo dobrego wyboru że wyjechałaś na ślub do córki i jej teraz pomagasz. Dzień ślubu, dla córki i matki to najważniejszy dzień w życiu W dniu ślubu matka i córka stsnowią jedno tak jak przy narodzinach !!!
    To przykre że nabliższa rodzina nie daje Ci wsparcia , przecież nie wyjechałaś dla własnego widzi misie, ani na wakacje.
    Kochasz swojego Tatę, dzwonisz do niego, rozmawisz, a przede wszystkim nie jesteś z nim w konflikcie. Masz jeszcze mamę , a tata żonę . Nie zostawiłaś go samego i nie miej do siebie z tego powodu wyrzutów, a już na pewno nie zsługujesz na miano niegodnej.
    Nieraz ludzie mieszkają w jednym domu, a odchodzą bez pożegnania i pojednania , i to wcale nie nagle.
    Trzymaj się mocno i pozdrawiam
    Jagulkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagulkaa - ja też myślałam i myślę podobnie jak Ty, że są czasami wydarzenia, gdzie człowiek musi być ciałem i duchem obecny!
      Wiesz, co dzisiaj się wydarzyło? Dzwoniłam do domu i Mama mówi, że Tata jest bardzo zmęczony i śpi, że nie da rady Go wybudzić, NIE MA SZANS, TAK GŁEBOKO SPI! Poprosiłam, żeby tylko przytrzymała słuchawkę przy Jego uchu, a ja będę do Niego mówiła. Mama, wołała Tatę po imieniu, żeby się obudził i NIC, a jak zaczęłam wołać doniosłym i radosnym głosem: TATO, DZIEŃ DOBRY, KOCHAM CIĘ BARDZO! TO MÓJ UKOCHANY TATO CORAZ SŁABSZYM GŁOSEM, ALE ODPOWIEDZIAŁ: JA TEŻ CIEBIE KOCHAM! Widzisz, co w życiu jest najważniejsze...MIŁOŚĆ! To, że moge jeszcze usłyszeć mojego Tatę, czyni ten dzień pięknym!

      Dzięki za Twoje wstawiennictwo.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Claro... tak mi przkro. Czytam Twoj tekst i placze......
    Dziewczyno! Nie poddawj sie, walcz! Dla siebie, dla Taty, dla Poli, dla Filipa.
    Nie daj sie stlamsic tym szarym chorym ludziom.
    Badz ponad nimi! Wiem, ze to nie jest latwe.
    Mysle o Tobie bardzo czesto, badz dzielna dla siebie i Poli.
    Claro, przytulam Cie Kochana z calego serca!

    Podaje Ci moj email. jesli tylko chcesz to pisz: atanerzchicago@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ataner, czy to nie piękne, że człowiek z człowiekiem nie widzi się, nie podał sobie wcześniej ręki na powitanie, a mimo wszystko ma w sobie tyle dobrych, pozytywnych uczuć?! Tak, to jest piękne, wzniosłe i trzeba o tym mówić głośno! Bo jak sama widzisz, choćby mój ostatni post - znajomi, rodzina a jakże dalecy emocjonalnie!

      To zrozumienie mojej sytuacji ze strony Taty, to jest dla mnie najważniejsze!Tyle razy to podkreślał w każdej naszej rozmowie, kiedy jeszcze miał siłę mówić. Każdy dzień, kiedy słyszę Tatę jest mi darowany!

      Ataner, dzięki za ten Twój adres, z pewnością napiszę. WIEM, ŻE PO SWOJEMU CZUWASZ NADE MNĄ :)

      Buziak wielki

      Usuń
  5. Kurcze strasznie przykre sytuacje Cię spotykają. Niestety tak to jest, że ludzie lubią upraszczać sobie tok myślenia i z góry zakładają, że przyczyną zachowania danej osoby są czynniki wewnętrzne(cechy charakteru), a nie zewnętrzne (sytuacje), oczywiście z nadużyciem tych pierwszych. Z resztą napiszę chyba wkrótce o tym post. Tak czy siak serdecznie Cię pozdrawiam i życzę byś zawsze umiała znaleźć w sobie te pozytywne myśli i siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domi, mam tylko nadzieję, że dotrzymasz słowa i napiszesz post, tak jak zamierzasz. Z chęcią przeczytam w ramach psychoterapii!

      Jak zauważyłaś, bliskie mi osoby, potraktowały mnie jak wyrachowaną, bez uczuć istotę! Już to odchorowałam i wylezę z tego - MUSZĘ!

      Zajrzałam na Twoje blogi, ten o nauce j.angielskiego SUPER, lepiej nie mogłam trafić!

      Dzięki i pozdrawiam

      Usuń
    2. Dziękuje za miłe słowa :) Napisałam dzisiaj post o tym nadużywaniu pochopnej oceny innych, co prawda porusza on dość przyziemne sprawy, ale może akurat Cię zaciekawi. Zapraszam na: http://urodzona-by-pisac.blogspot.com/

      Usuń
  6. NA DRUGA STRONE BRZEGU


    Modlę się, byś stąpając nie dotykał jej,
    Na drugą stronę brzegu przechodząc.
    Radosny, szczęśliwy, światłem miłości
    Uniesiony - Tato Mój.

    Modlę się, w samotności, za Ciebie,
    A Dusza Twoja, jest przy mnie już.
    Powiedział Bóg - tam gdzie dwóch
    modli się - Jestem z nimi.

    Słowa Twoje, ciche ...bezdzwięczne
    W śnie głębokim ciało zostawiasz - na Mszę
    zaproszony Jesteś - ciepłym powiewem
    Dusza Twoja ożywia modlących się.

    Słoneczny dzień, ku zachodowi zbliża się.
    Grzbietami łagodnych gór, droga prowadzi.
    A poniżej, bajeczna, cicha dolina spowita delikatną mgłą
    Złociste odcienie w łagodny fiolet zamienia.
    Wyciszonym granatem z nocą wita się ...i zanika.

    Modlimy się, razem, w Zachód Słońca zapatrzeni
    ja i Dusza Twoja - Tato ...Mój?
    Tak ukochana Córka nazywa Ciebie - szczęśliwa.
    Radosnym szeptem pozdrowiona,
    W miłości Twojej, cała zanurzona.



    ...na drugą Stronę Brzegu
    Miłością naszą
    Przeprowadzić Ciebie chcemy ...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawcza moc miłości czyni cuda! Bo jakże określić to, co choćby przeczytałam w Twoim wierszu?! Ja, nie umiem pisać wierszy, nie potrafiłabym tak pięknie oddać tego, co czuję do mojego Taty, dlatego chylę czoło przed Tobą.
      Jeżeli jest w nas tyle pokładów miłości do człowieka, który odchodzi, to nasza miłość musi przeprowadzić Go na druga stronę! Ta miłość ochroni Go i wskaże Mu drogę do jeszcze wiekszej MIŁOŚCI...

      Czytam te słowa i nie wierzę, że ten moment nastąpi, a przecież muszę być silna dla Taty, aby Mu pomóc przejść przez ciemną dolinę, żeby się nie lękał...

      Dziękuję...

      Usuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...