wtorek, 29 listopada 2011

Nauczyłaś mnie kochać


"Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła
to Ty, to Ty jesteś ta dziewczyna, która do mnie na ulice wychodziła.
Od Twoich listów pachniało w sieni, gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni fruwały za mną jasne anioły.
Mimozami zwiędłość przypomina, nieśmiertelnik żółty październik
to Ty, to Ty moja jedyna przychodziłaś wieczorem do cukierni.
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny w parku płakałem szeptanymi słowy
księżyc z chmurek prześwitywał jesienny od mimozy złotej, majowej.
Ach, czułymi, przemiłymi snami zasypiałem z nim gasnącym o poranku
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami jak ta złota, jak ta wonna wiązanka"

                                                                                                    Czesław Niemen



DLA MOJEJ CLARY, JEDEN Z NAJPIĘKNIEJSZYCH WIERSZY. JESZCZE JESIENNIE... ZBIERAM OKRUCHY LATA I STRZĘPKI CIEPŁYCH PROMYKÓW, ZBIERAM Z MATEUSZEM WIELKIE LIŚCIE SZURAJĄCE POD NOGAMI. TRZYMAM ZA RĘKĘ MOJEGO PIĘKNEGO SYNA I CIESZĘ SIĘ KAŻDĄ CHWILĄ, KIEDY SPOJRZY I UŚMIECHNIE SIĘ DO MNIE ...KIEDY BIEGNIE Z RĘKAMI ROZPOSTARTYMI, JAK PTAK, KIEDY JEST TAK SZCZĘŚLIWY I UŚMIECHNIĘTY... NAUCZYŁAŚ MNIE KOCHAĆ MOJE DZIECKO! NAUCZYŁAŚ MNIE... TWOJA HISTORIA, PRZEŻYCIA .... PO PROSTU NAUCZYŁAŚ MNIE KOCHAĆ MATEUSZA BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO! NAUCZYŁAŚ MNIE... TWOJE SŁOWA, ROZMOWY... NAUCZYŁAŚ MNIE PO PROSTU KOCHAĆ, MOJEGO SYNA! LILA

Czy pamiętacie z pierwszych postów, moją przyjaciółkę Lilę, która nie mogła pogodzić się z moją decyzją i zrozumieć, że nie jestem gotowa, aby pisać jawnie o moim synu, o jego chorobie. Był to czas, kiedy na blogu, tłumaczyłyśmy sobie dzielące nas różnice kulturowe. Ona mieszka w USA i tam jest to bardziej naturalne, że o pewnych sprawach mówi się wprost. My, w Polsce dopiero dojrzewamy do decyzji, aby mówić o chorobach psychicznych. Dla nas jest to ciągle temat tabu, boimy się reakcji otoczenia. Niby zdajemy sobie sprawę, że jest to choroba niezależna od nas, ale wstydzimy się, aby ktoś nie przypiął nam, bądź naszemu dziecku, przykrego określenia. Wszystko nas boli: litość, drwina, plotka, a nawet współczucie. Wszystko pali do czerwoności, a my pozostajemy na polu walki sami, pogrążeni w swojej bezsilności.

Wiele rozmów telefonicznych, dużo e-maili mamy z Lilą za sobą i oto niedawno dostaję od niej taki piękny tekst, który prawie przytoczyłam w całości. Próbuję wyobrazić sobie jesień w tym amerykańskim miasteczku. Ciepło, słońce przedzierające się przez liście i moją przyjaciółkę wracającą ze spaceru z synkiem. Radość z zazdrością tańczą też po moich gałęziach drzew, gonią się, jak nieujarzmione, amerykańskie wiewiórki. Próbują mnie dotykać...ja też chodziłam z moimi dziećmi do parku w żółtych promieniach liści, ja też chodziłam nieraz... A teraz dotknęła mnie boleśnie zazdrość, a radość, gdzieś szybko uleciała. Wiem, że ona gdzieś we mnie jest zagrzebana, a może to ja powinnam podziękować jej za te słowa?! Bo oto z ogromną zazdrością, grzebię niczym w tyglu wspomnień i cieszę się, że wyrzucam na światło dzienne okruszki radości... Moja przyjaciółka napisała, że nauczyłam ją kochać własnego syna, choć to stwierdzenie na wyrost, bo przecież go kocha, a ja cieszę się, że mam wspomnienia. Tylko muszę być uważna, tylko muszę dopuścić do swojej świadomości, że radość i zazdrość będą ze mną "tańcowały", będą mnie dotykały, bo tam, gdzie tańczy radość, pojawia się i zazdrość. Ja też chodziłam z małym Filipem na spacer do parku po żołędzie i kasztany - to moja radość. Kiedy słyszę, że Lila chodzi ze swoim synkiem i liście szeleszczą im pod nogami - to moja radość i zazdrość.
                                                                                                     
                                                                           
                                                                                                                                       

                                                             

2 komentarze:

  1. Jesteś prawdziwa w swoich uczuciach...
    Jesteś prawdziwa.
    To dobre - i piękne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorothea, właśnie chcę być tutaj prawdziwa na łamach tego bloga. Czasami zakładam maskę, która przylega do mnie niczym druga skóra, a tutaj jest kawałek miejsca w którym mogę być szczera sama przed sobą.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...