piątek, 11 listopada 2011

Jest taki dzień, który łączy dwa światy


"Jest taki dzień, co łzę wyciska
Jest taki dzień, co przynosi nadzieję
Jest taki dzień, który łączy dwa światy
Jest taki dzień...Wszystkich Świętych"

Dla mnie tym dniem, od niepamiętnych czasów, był dzień 1 Listopada. Jako mała dziewczynka razem z siostrą zapalałyśmy znicze, ustawiałyśmy kwiaty na grobie moich dziadków, rodziców mojej mamy. W tamtym czasie nie każdy miał aparat fotograficzny w domu. W związku z tym po cmentarzu chodził pan fotograf i proponował robienie pamiątkowych zdjęć. Mój tata uczył mnie, aby robić zdjęcia i utrwalać, jak mawiał, ulotność chwili. Dlatego też dzięki niemu, mam w swoich pamiątkach zdjęcie, na którym razem z siostrą i rodzicami, 1 Listopada jesteśmy przy grobie dziadków. Dla nas, małych dziewczynek, zwykle był to bardzo męczący dzień, miałyśmy mnóstwo pracy przy zapalaniu zniczy. Wracałyśmy do domu wieczorem, wybrudzone parafiną, umazane sadzą z powypalanych zniczy, ale na swój sposób szczęśliwe, przecież zrobiłyśmy tyle dobrego...

A jak wyglądał tegoroczny dzień 1 Listopada? Pogoda była piękna, przez konary drzew przebijało
niezdarnie słońce, a spadające na groby liście, wyjątkowo tego dnia dodawały uroku. Wspominałam kiedyś, że jeśli mogę być szczęśliwa, będąc na cmentarzu, to z faktu, że mój mąż i syn spoczywają obok siebie. Miejsce, które w dalekiej przyszłości miało być dla mnie, stało się, niestety, doczesnym "domem" dla mojego syna. Sporo wysiłku włożyłam, aby litery, które zostały zerwane i ukradzione z pomnika syna, były zamontowane przed tym świętem. Właściciel zakładu kamieniarskiego znalazł chwilę i sam przyjechał, aby dopatrzeć wszystkiego. W hurtowni z takimi precjozami nie było akurat krzyża, jaki był wcześniej, stąd na taki sam czekam dalej, plus ubezpieczyłam oba pomniki.

Ktoś kiedyś powiedział, że "pamięć o człowieku trwa dopóty, dopóki o nim się mówi", ja dodałabym jeszcze, że do czasu, do kiedy odwiedza się groby zmarłych. Oprócz rodziny, co roku przychodzą znajomi syna i męża, chociaż z roku na rok powoli wykruszają się.

Pozwólcie, że opowiem Wam o czymś niezwykle ważnym i miłym. Przyjaciel mojego syna, Radek, nie mógł tego dnia odwiedzić jego grobu, dlatego prosił swoją siostrę, aby w jego imieniu, postawiła tę przysłowiową świeczkę i kwiaty. Jakież było moje zdziwienie, gdy na pomniku syna, zobaczyłam przepiękne laurki w wykonaniu jej dwóch małych córeczek.

One pamiętały Filipa sprzed choroby, gdy bawił się z nimi. Te laurki, to taki łącznik z dwoma światami, widziany oczami dzieci. To zupełnie tak, jakby starały się powiedzieć: byłeś dla nas ważny, skoro przyszłyśmy Cię odwiedzić, jesteś dla nas ważny, skoro mówimy o sobie samych. Na tych laurkach narysowały siebie, tak jak umiały. Nogi jak patyczki, nieforemny tułów i głowa, ale one dla  siebie były piękne. Powiedziały do swojej mamy, że wujek, tak go nazywały, musi wiedzieć, jakie są piękne i że chcą zostać modelkami.



Fot. Clara 
Fot. Clara 



Któregoś razu namalowały serce, na znak, że tęsknią za nim. Kiedy indziej, przyszłam 1 Listopada i zobaczyłam położoną na liściu biedronkę, wykonaną z plasteliny - było to prawdziwe arcydzieło sztuki rzeźbiarskiej i malarskiej. W tym roku dziewczynki zrobiły "lampion miłości". Na zielonym tle namalowały wielkie czerwone serce, a u góry przykleiły czerwoną różyczkę.
Fot. Clara 

 Wszystkie te ich dzieła sztuki zostają na swoim miejscu przez święta, a później z wielką troskliwością przenoszę je do domu i przechowuję na pamiątkę. Najciekawsze w tym wszystkim jest, że tym naprawdę małym dziewczynkom: Natalii i Julii nikt specjalnie nie mówił, nie podpowiadał, co mają zrobić. Z czego więc to wynika? Z potrzeby serca, ze stopnia ich wrażliwości, z zaangażowania ich mamy. Zawsze wzruszam się, kiedy dzwoni do mnie ich mama i pyta, czy pomóc w sprzątaniu grobów. Było mi tak miło, że przyjaciele Filipa, dbali o groby, gdy ja byłam u Poli. Te gesty znaczą dla mnie tak wiele, przecież łączą dwa światy...
Fot. Clara 

Dzień 1 Listopada, to nie tylko, przynajmniej w moim odczuciu, dzień poświęcony ludziom, którzy odeszli, ale i naszym milusińskim - zwierzakom, które odeszły, a przez tyle lat były z nami i okazywały nam swoją miłość. W miejscu, w którym "pochowałyśmy" z Polą naszego Gucia, też postawiłam w tym roku świeczkę. To dla mnie symbol pamięci o nim, jaki był kochany, jaki miał charakterek, jak próbował rozstawiać nas po kątach. Pewien starszy pan, miłośnik zwierząt, powiedział mi, że pieski też mają swojego "Pieskowego Boga". Próbuję wierzyć w to, niczym mała dziewczynka w Świętego Mikołaja.
                                                                                                                                 

                                                                                                                           
Fot. Clara 

12 komentarzy:

  1. Trafiłem tutaj jak w wiekszości takich przypadków przez zbieg okolniczności i pomimo smutnego ogólnie tematu to wspomnienie o dobrze wychowanych dziewczynach dało mi wiarę, że świat nie jest taki zly, obcy, nieczuły. Może akurat dla mnie w tej chwili jest taki ten świat, ale Pani zdarzenia pokazują, że gdzieś indziej są kochający, myślacy o innych. Może i kiedyś do mnie ktoś taki dotrze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, dziękuję za to, co napisałeś. Troszkę smutku przebija w Twoich słowach, ale też i nadziei, że w końcu, ktoś dotrze także do Ciebie. Być może ktoś z dyplomem ukończonej psychologii, powiedziałby, że najpierw trzeba samemu wyjść do ludzi, aby mogli Cię poznać. Sama wiem, jak trudno jest wyjść ze swojej skorupy. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję pani za tego bloga i zapraszam do mnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, odwiedziłam Ciebie. Dziękuję, że i przede mną otwierasz zakamarki swojej duszy...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie robię nic nadzwyczajnego po prostu piszę, opisuję świat ze swojego czasom trudnego. nawet dla mojego punktu widzenia i nie mam tu tylko na myśli tylko wazka inwalidzkiego ma którym siedzę ... może to głupie ale mam prośbę

    OdpowiedzUsuń
  6. Odwiedzam Twój blog od dawna, regularnie, trzymając kciuki, kibicując ci i podziwiając Twoją siłę, Claro, a teraz sama straciłam dziecko... i zupełnie nie wiem, jak mam dalej żyć.
    Jak Ty dajesz radę wstawać każdego dnia, Claro?
    Jak dajesz radę rozmawiać z ludźmi?
    Jak to robisz, że ciągle znajdujesz w sobie siłę?

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja Kochana Lotnico, tak bardzo mi przykro, tak bardzo Ci współczuję, tak bardzo chciałabym być przy Tobie, tylko być...
    Ja nie wiem, skąd biorę siły na każdy kolejny dzień! Czasami wydaje mi się, że ta moc jest w nas, tylko musimy się do niej dokopać. Ja zrobiłam sobie WIELKĄ KRZYWDĘ - WYPARŁAM ZE SWOJEJ ŚWIADOMOŚCI ŚMIERĆ WŁASNEGO DZIECKA! Żeby jakoś wegetować "wkręciłam" sobie chory film, że oto mój syn gdzieś wyjechał, nie wiem gdzie jest i kiedy wróci. JA JESZCZE NIE ROZSTAŁAM SIĘ Z JEGO RZECZAMI, BO NIE JESTEM W STANIE. Idę na cmentarz i nie do końca czuję, że jego ciało tam spoczywa! PRZEPRASZAM, ŻE PISZĘ O TYM WPROST, ale ten ból był dla mnie nie do zniesienia, żeby przyjąć do świadomości tę prawdę. TO BYŁA MOJA OBRONNA REAKCJA ORGANIZMU! Ktoś powiedziałby, że sama przedłużyłam sobie cierpienie - być może, ale wtedy nie potrafiłam inaczej. Wiem też, że żałobę trzeba przeżyć i nie uciekać od niej. Widzisz, jaka jestem kiepska i słaba! DOPUSZCZAJ DO SIEBIE WSZYSTKIE EMOCJE I NIE UCIEKAJ OD NICH, TAK JAK JA TO ZROBIŁAM! PRZYTULAM CIĘ MOCNO...

    OdpowiedzUsuń
  8. Claro, ja sobie wmawiam, że nic takiego nie miało miejsca. Wcale nie byłam w ciąży. Ten straszny wieczór, szpital, lekarz mówiący, że serduszko mojego synka przestało bić - to nigdy się nie zdarzyło. Staram się sobie wmówić, że to się nie stało, bo oszalałabym.
    Więc wcale ci się nie dziwię, że Ty sobie wmówiłas, że Filip wyjechał.
    Może po prostu w ten sposób umysł broni się, jak może? Może po prostu to reakcja obronna organizmu?
    Ja każdego dnia staram się wymyslić alternatywą wersję tamtych kilku strasznych dni. Żeby tylko nie pamiętać, żeby tylko nie myśleć o tym, co się stało.
    Bardzo kiepsko sobie z tym wszystkim radzę.
    Właściwie, szczerze mówiąc - wcale sobie nie radzę. Dobrze, że wymyślono Xanax.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja znam Xanax, wiele innych środków psychotropowych też przyjmowałam, żeby się wyciszyć, bo nie mogłam rano wstać z łóżka. Możesz pobrać, ale nie za długo! To o czym piszesz, to właśnie jest reakcja obronna organizmu, bo na początku nie jesteśmy w stanie przyjąć takich wiadomości, to nas przerasta.

    OdpowiedzUsuń
  10. Claro, odstawię tabletki jak tylko będę w stanie bez nich funkcjonować. Na razie niestety, nie jestem. Nawet xanax nie jest w stanie sprawić, żebym zapomniała, tylko tyle, że wytłumia uczucia, że mam siłę wstać rano i ciągle nie płaczę. Pamięć jednak pozostaje, więc ciągle, od nowa i od nowa, myślę o tym wszystkim.
    Ale kto powiedział, że będziemy mieć życie usłane różami, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  11. Nagle zrobiło mi się głupio. Jestem cholerną egoistką. Jakim prawem obarczam cię swoimi problemami, nawet jeśli robię to tutaj.
    Przeprasza, wybacz mi Claro. Jakbyś nie miała dosyć swoich problemów i swojego smutku.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ty mnie wcale nie obarczasz swoimi problemami, nawet tak nie myśl, proszę! Dobrze, że to napisałaś, a ja daję Ci odpowiedź. Tak, mam całą masę swoich problemów, ale to nie znaczy, że nie mogę pobyć wirtualnie z Tobą. Pisz, nawet po jednym zdaniu, jeśli tylko będziesz miała potrzebę.
    Odnośnie leków - chce tylko powiedzieć, że te leki muszą być przyjmowane przez jakiś czas nawet 6-9 m-cy, żeby zadziałały, to nie leki na grypę. O tym jak długo przyjmować decyduje lekarz. Chodzi o to, abyś wzmocniła się, by potem móc stawić czoła rzeczywistości. Przytulam Cię

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...