środa, 8 lutego 2012

Nie zawsze czas owocnych zbiorów


W ostatnim poście wspomniałam, że chciałam być dobrym siewcą w stosunku do moich dzieci. Niestety, mam wrażenie, że niezbyt mi się udało, mimo iż bardzo się starałam. Wiele win i grzechów zaniedbania przypisuję samej sobie, ale w czasie kiedy moje dzieci rosły, miałam też dużo innych problemów. Czułam się za wszystkich odpowiedzialna, tak jakby cały ciężar wszechświata, spoczywał na moich barkach.

Po śmierci mojego męża zupełnie przestałam radzić sobie z Filipem, a on z własnym życiem. Pola, miała swój świat - tenis, treningi, turnieje, wyjazdy, a Filip zaczął popadać w tzw. nieciekawe towarzystwo. W tym czasie szkoła nie miała dla niego większego znaczenia. Liczyły się imprezy, dobry wygląd i o dziwo, od początku do końca ta sama dziewczyna, którą kochał z wzajemnością. Dziewczyna ta, w którymś momencie nie wytrzymała ciężaru jego choroby i po prostu, odeszła. Filip pozostał sam, zamknął się w sobie i już nigdy nie pokochał żadnej innej dziewczyny. Do niedawna byłam z nią w kontakcie, ale doszłam do wniosku, że kojarzę się jej ze smutną przeszłością, której być może ona nie chciałaby zbyt często wspominać. W końcu ma prawo do normalnego życia bez obciążeń. Gosia, tak na jej na imię, wspomniała kiedyś, że Filip powiedział jej, iż momentami nie wiedział, co się z nim działo. Być może już wtedy były to jakieś pierwsze symptomy choroby. Już nigdy nie dowiem się, co to miało oznaczać, może gdybym wiedziała o czymś wcześniej, nie doszłoby do tak drastycznego wybuchu choroby. W tym okresie mój syn po prostu szalał towarzysko. O ile inni młodzi ludzie też imprezują, to u Filipa szkoła w tamtym czasie, zeszła na plan bardzo odległy. Wychowawczyni często wydzwaniała do mnie z żądaniem, żebym zrobiła coś z synem, bo jej metody wychowawcze i rozmowy ze szkolnym pedagogiem nie dają żadnych rezultatów. Jego zachowanie było naganne w szkole, zero kontaktu w domu. Kiedyś wykrzyczał mi, że na słowo MATKA, trzeba sobie zasłużyć! Umierałam wtedy z rozpaczy, że nic nie dociera do mojego syna. BYŁO W NIM TYLE AGRESJI, że on sam nie mógł sobie z nią poradzić. W końcu powiedział mi, że nie wytrzymuje z tym towarzystwem, że dusi się i musi zmienić środowisko, musi wyjechać, uciec. Wtedy też popełniłam kolejny grzech zaniedbania względem Filipa, pozwalając mu na ten krok. Już do końca moich dni będzie towarzyszyło mi słowo - gdybym. Otóż, gdybym w tamtym momencie, nie zgodziła się na wyjazd Filipa do mojej teściowej, to może sprawy przyjęłyby inny obrót. Zamieszkał w domu mojej teściowej, tam też zaczął dojeżdżać do szkoły. Po paru miesiącach i oni mieli go serdecznie dość. Dojazd do nowej szkoły syna, wydłużył się dla mnie o 120 km w jedną stronę. Moja teściowa (lekarz), znana w swoim małomiasteczkowym, żeby nie powiedzieć wiejskim środowisku, po prostu wstydziła się zachowania swojego wnuka. Dochodziło do tego, że chcąc ratować Filipa przed wyrzuceniem ze szkoły, sama wydzwaniała po jego kolegach i uzupełniała notatki w zeszytach. Do czego zdolny jest rodzic, babcia, jak daleko mogą posunąć się, żeby tylko ratować dziecko?! Wiedziałam, że to destrukcja dla niego i dla całej rodziny. W terapii przeciwalkoholowej, narkotykowej, mówi się, że alkoholik, narkoman, musi sięgnąć dna, aby poczuć ból istnienia, żeby obudzić się i wreszcie zacząć robić coś ze swoim życiem. Nie zawsze, niestety, dochodzi do tego przebudzenia! To życie było jak KOSZMARNY SEN, z którego wszyscy nie mogliśmy się wybudzić!

Podejrzewałam też, że Filip bierze narkotyki. Teściowa wspominała mi, że w okresie grzewczym dla domu, bardzo chętnie schodził do piwnicy, aby podłożyć do pieca, tyle tylko, że po powrocie był już inny. Wesoły, rozluźniony czasami z rozszerzonymi źrenicami. NIE CIERPIĘ SIEBIE ZA TO, że dałam się tak zwieść, zmanipulować, że wierzyłam w każde jego słowo! TAK BARDZO CHCIAŁAM MU WIERZYĆ, ŻE NIE MA W JEGO ŻYCIU ŻADNYCH NARKOTYKÓW! WSZYSTKO ODDAŁABYM, ŻEBY TO BYŁA PRAWDA! NIE BYŁAM W STANIE TEGO PRZYJĄĆ I UDŹWIGNĄĆ, NIE MIAŁAM SIŁY NA KONFRONTACJĘ Z RZECZYWISTOŚCIĄ! ZAPRZECZAŁAM OCZYWISTYM FAKTOM! Mój mąż od paru miesięcy nie żył, a ja dzieliłam swój czas między pracę od rana do wieczora, a cmentarz, z którego najchętniej nie wychodziłabym!

Lekarze, którzy później diagnozowali syna, powiedzieli, że nie są w stanie jednoznacznie określić, czy narkotyki, które zażywał (amfetamina), przyczyniły się bezpośrednio do uaktywnienia choroby. BYĆ MOŻE, GDYBY NIE ONE, TA CHOROBA (SCHIZOFRENIA) , UAKTYWNIŁABY SIĘ, TYLKO PÓŹNIEJ I W INNYCH OKOLICZNOŚCIACH LUB ZOSTAŁABY DO KOŃCA W UTAJENIU! Może gdybym reagowała szybciej, nie zaprzeczała faktom, pomoc nadeszłaby wcześniej, a tak...
                                                                                                                    

8 komentarzy:

  1. Nie możesz tak myśleć. Stanowczo. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie jesteśmy w stanie w stu procentach zadbać o innego człowieka. Nawet jeśli to nasze dziecko. Możemy służyć radą, ostrzeżeniem... ale każdy jest odpowiedzialny za siebie. Wiem, bo borykam się z problemem o odrobine zbliżonym sensie... I wiem jak to jest z tą Odpowiedzialnością za kogoś... Jesteśmy sobą, a nie tą daną inną osobą...

    Przesyłam uśmiechy mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Claro, przezylas pieklo - dlaczego?! Jestes dzielna kobieta.
    Zagladam do ciebie czesto, czasami jest mi bardzo trudno cokolwiek napisac!
    Przytulam cie do mojego tez nie- zdowego serducha:)
    Jestem z Toba!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Claro, nie możesz całej winy przejąć na siebie. To nie jest prawda, że możemy coś zrobić jeśli nie wiemy co się dzieje. Ja również, tak jak Ty, klatka po klatce wracam do przeszłości i zastanawiam się czy mogłam ustrzec mojego syna przed chorobą. Mój syn całą swoją energię skierował na treningi wysiłkowe. Po morderczym wysiłku zasypiał na parę godzin i wtedy choroba mniej mu dokuczała. On dawał mi sygnały tego, że coś go boli, coś dokucza ale nawet sam nie potrafił określić bezmiaru swojego cierpienia. Mnie nie przyszło nigdy do głowy, że to choroba psychiczna. Po pierwsze - nigdy się z nią nie spotkałam, po drugie - 12 lat temu informacje docierające do społeczeństwa były znikome i przekłamane. Teraz jest o wiele lepiej ale przecież najczęściej do publicznej wiadomości przedostają się informacje tragiczne z chorobą psychiczną w tle. Brak jest informacji pozytywnych, budujących w połączeniu z chorobą psychiczną. A przecież jest bardzo wielu wartościowych ludzi, którzy z tą chorobą się zmagają. Ale ta choroba stygmatyzuje, spycha chorych ludzi na najniższy poziom drabiny społecznej, rzadko kto staje w ich obronie. Nawet najbliższa rodzina bardzo często nie potrafi zrozumieć chorego człowieka. Najczęściej utrzymujemy diagnozę w tajemnicy z uwagi na to aby swojemu bliskiemu oszczędzić cierpienia związanego z nietolerancją i brakiem zrozumienia. Na pewno branie narkotyków przyspieszyło wystąpienie choroby w przypadku Twojego syna Claro, ale nie możesz osądzać źle ani siebie ani jego z uwagi na fakt, że syn próbował sobie w ten sposób pomóc, ulżyć. To mu dawało na pewno ulgę w cierpieniu. Oglądamy czasem filmy grozy, gdzie bohaterowie bawią się w najlepsze mimo, że widz już wie o nadciągającym nieszczęściu. Nie jesteśmy w stanie zapobiec wystąpieniu nieszczęścia bo jesteśmy właśnie takimi "bohaterami" naszego życia. Wiem, że bardzo ciężko dać sobie samemu rozgrzeszenie, ale życie w ciągłym poczuciu winy niczego nie naprawi. Trzeba czasem wyjść z siebie i spróbować ocenić swoje postępowanie jak najbardziej z boku, obiektywnie a może posłuchać kogoś patrzącego z zewnątrz.
    Lekarz leczący mojego syna nie pozwala nam wracać do przeszłości, twierdząc, że dosyć się nacierpieliśmy a teraz należy się cieszyć z efektów leczenia, być pogodnym nawet wtedy, gdy nie wszystko jest ok. Ja wiem Claro, że mój przypadek jest zupełnie inny. Mój syn żyje, próbuje coś robić, ja mogę się cieszyć, że jest obok mnie i mimo przeciwności idziemy do przodu. Ale czasem musimy przyjąć do wiadomości fakty takimi jakie są. Życzę Ci Claro z całego serca ukojenia bólu, bo zapomnieć się nie da. Maria

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie na wszystko człowiek ma wpływ.
    Tak naprawdę życie człowieka jest wypadkową wielu zdarzeń.

    Nie warto oglądać się w przeszłość.
    Należy żyć teraźniejszością i przyszłością.
    Na choroby reagować jak najwcześniej.

    Współczuję Ci bardzo.
    Nie jest to łatwa sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Mała Mi, z pewnością masz rację w tym, co piszesz między innymi, że nie możemy zadbać w 100% o drugiego człowieka i, że każdy jest odpowiedzialny za siebie! To wszystko prawda, ale jak podchodzić do problemu odpowiedzialności, gdy ktoś ma zaburzenia osobowości, lub cierpi na chorobę psychiczną, to wszystko jest tak potwornie trudne...
    Oczywiście, że przyjmuję te uśmiechy od Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ataner, nie zawsze dostajemy odpowiedź, dlaczego to wszystko nas spotyka! Ta odpowiedź może przyjść po jakimś czasie, albo wcale jej nie dostajemy :(
    Wiesz, że dziś mija pierwsza rocznica odkąd zaczęłam pisać bloga. Czasami jest ciężko, ale w sumie chcę przez to przejść. Psycholog mądrze określiłby to pisanie jako...przepracowanie zdarzenia, traumy, problemu. Pozdrawiam Cię ciepło

    OdpowiedzUsuń
  7. Mario, tak piękny i mądry dałaś komentarz, że już nic nie chcę dodawać poza małym faktem. Być może wspominałam w jednym z komentarzy, że kiedyś moja córka Pola, powiedziała COŚ DLA MNIE WAŻNEGO, A ZARAZEM MĄDREGO (powtarzam, tylko dla mnie mądrego), że gdyby wiedziała, że Filip odejdzie tak szybko i przez tę chorobę, to ONA NIGDY NIE ROBIŁABY JEMU ŻADNEJ AWANTURY O BRANIE NARKOTYKÓW, TYLKO AKCEPTOWAŁABY TEN STAN RZECZY ZE WSZYSTKIMI JEGO KONSEKWENCJAMI! Dlaczego, ano dlatego, że w późniejszym czasie, ta amfetamina (narkotyk) łagodziła objawy jego choroby, MNIEJ CIERPIAŁ, te jego "schizy", jak je sam określał były łagodniejsze. Dopiero będąc w takim tyglu można zrozumieć sens słów Poli. Mario, dużo siły i radości życzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam Ciebie Jasna, a zarazem przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi na Twój komentarz, ale problemy techniczne (brak odpowiedniej prędkości w internecie) powodują, że dopiero dziś odpisuję. Zgadzam się z Tobą, że człowiek nie zawsze ma wpływ na swoje życie, ale jak na razie dla mnie jest bardzo trudno odciąć się od przeszłości. Może inaczej powiem...wiem, że nie powinno się żyć przeszłością, ale nie zawsze można i trzeba się od niej odcinać. Zapraszam Cię do mnie. Obiecuję, zajrzeć do Ciebie również.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...