wtorek, 1 marca 2011

Moja córka Pola i magia przyjaźni


Napisałam już kilka postów, ale do tej pory nie wspomniałam o mojej córce. Chciałabym napisać córeczce, ale jest obawa, że się obrazi, bo czy można mówić zdrobniale - córeczka, jeśli jest się pełnoletnią i uczy tysiące kilometrów stąd?! Wydaje mi się, że można i należy tak właśnie mówić. Dla matki (rodzica), nieważne jest, ile dziecko ma lat, jak się uczy, czy przysparza kłopotów, czy wyjęte jest z poradnika dla rodziców pt. "Wychowanie bez problemów". DZIECKO KOCHA SIĘ MIŁOŚCIĄ BEZWARUNKOWĄ ZA TO, ŻE JEST, ŻE PRZYSZŁO NA TEN ŚWIAT!

Moja rozsądna, jak na swój wiek córka, ma na imię Pola. Bardzo ją kocham, a tak rzadko mówię jej o tym. Próbuję pocieszać się, że nie zawsze mówimy o uczuciach, ale o nich świadczą nasze zachowania, wzajemne relacje. Wiem też, że nie mogę ochronić jej przed złem tego świata. Tak się nie da i nawet nie jest wskazane, bo co z dojrzałością każdego młodego człowieka, ze zdobywaniem życiowych doświadczeń?! Pola, niestety, bardzo szybko ukończyła przyspieszony kurs dorastania. Po prostu do tej pory życie obchodziło się z nią brutalnie. Śmierć ukochanego taty dla, którego była "małą córeczką", śmierć jedynego brata, jego choroba, z którą chyba do końca się nie pogodziła i wiele innych traumatycznych przeżyć po drodze. To trochę za dużo, jak na jeden młody, niedojrzały organizm! Czuję, że momentami, niestety, zamieniamy się rolami, co nie jest dobre ani dla niej, ani dla mnie!

Dziś właśnie dostałam wiadomość od Poli, że zrobiła miły gest ku upamiętnieniu rocznicy śmierci Filipa i w związku z tym zamieściła na swoim profilu jego zdjęcie i krótki komentarz. Jej znajomi wiedzą, że straciła brata. Dobrze się składa, iż w takich sytuacjach, jak ta rocznica, można pobyć z bliskimi nawet w wirtualny sposób. Nie chcemy, ona i ja, współczucia czy użalania się nad naszym losem, ale czasami miło jest wysłać komuś sygnał, zaznaczyć - wiesz, pięć lat temu straciłam brata, a to dalej boli, między innymi, tak napisała. Okazało się, że odpisali ludzie, którym strata kogoś bliskiego nie była obca. Mam nadzieję, że nie naruszam niczyjej prywatności, mówiąc, iż jedna z koleżanek wspomniała przy tej okazji o swojej mamie, która odeszła dwanaście lat temu, a ból nadal tkwi jak zadra. Jak zatem ma się pięć lat do tych dwunastu?! Ile czasu musi jeszcze upłynąć, aby ten ból okazał się mniejszy?! Wiem, że to kolejne pytanie bez odpowiedzi. Pola mówiła, że dostała w tych komentarzach i telefonach tyle ciepła i przyjacielskiej czułości. To ważne, bo to jest sygnał - nie jesteś sama, masz nas, a my mamy ciebie. Takie momenty nazywam "słownym trzymaniem się za ręce". Jedna z osób napisała wspaniały, wzruszający tekst taki, iż nie mogę o nim nie wspomnieć: "Bóg widział ciebie, jak się męczysz, a leczenia nie było. Więc objął cię i szepnął: chodź do mnie.... Ze łzami w oczach patrzyliśmy, jak odchodzisz...mimo, iż kochaliśmy ciebie bardzo mocno, nie mogliśmy cię zatrzymać. Złote serce przestało bić, a pracowite ręce pozostały w spoczynku. Bóg złamał nasze serca, aby udowodnić, że zabiera do siebie, tylko najlepszych". Tekst ten tłumaczony jest z języka angielskiego, więc może nie oddaje pełnego brzmienia. Smutne, ale i miłe zarazem jest to, że tekst napisała (przepisała) dziewczyna, która w ogóle nie znała Filipa, nie wiedziała, że chory jest na schizofrenię, że bardzo męczył się samym życiem, i że życie piekielnie go bolało. Tak, dla niego nie było lekarstwa! O ironio, czyżby za wcześnie się urodził?! Znowu chce mi się wołać na szczycie góry: Boże, czy mamy wierzyć w moc słów, które do nas kierujesz i szukać w nich pocieszenia, chociażby po to, by dalej żyć?

                                                                                           
                                                                                                   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Gościu,

Zanim napiszesz choćby jedno słowo, nie krytykuj, nie osądzaj, tak od razu! Znasz raptem mój pseudonim, ale nie znasz mojej historii...